Jak można przeczytać w portalu CNN, problemy komunikacyjne między FAA (agencja odpowiedzialna za lotnictwo) oraz FCC (ta odpowiedzialna za telekomunikację) doprowadziły do tego, że gdy wspomniani na początku dwaj operatorzy włączyli kilka dni temu nowe nadajniki w okolicach lotnisk, FAA kazała odwołać część lotów i publikowała groźnie brzmiące ostrzeżenia przed 5G w okolicach lotnisk.
Problemem było to, że pewne częstotliwości wykorzystywane przez sieci 5G (C-Band, 3,7 - 4,8 GHz) mogą wpływać na działanie niektórych modeli czujników wysokości w samolotach. Niestety, FAA nie miała pełnych możliwości dokładnego określenia tego wpływu, ponieważ amerykańskie telekomy przez długi czas nie chciały przekazać lokalizacji swoich nadajników zasłaniając się tajemnicą handlową.
Bez możliwości wykonania dokładnych obliczeń, strefy buforowe wokół lotnisk musiałyby być dość duże na zapas, na co też nie chcieli się tak łatwo zgodzić operatorzy. W dodatku cześć komunikacji między agencjami zginęła u pośredników. Dopiero w obliczu blokady części lotów i wynikających z tego opóźnień, wszyscy zainteresowani usiedli przy stole negocjacyjnym, co pozwoliło zażegnać kryzys poprzez ustalenie konkretnych modeli samolotów zagrożonych przez 5G oraz wytyczenie akceptowanych przez wszystkich stref buforowych.