Ostatnie newsy
Najnowsze newsy
W założeniu ten wpis miał być inny pośród setek innych, które w ciągu ostatnich paru dni na fali paniki związanej z ACTA dosłownie zasypały polski internet. Mało kto pośród całej masy zainteresowanych wie czym tak właściwie są prawa autorskie, własność intelektualna i o co toczy się cały bój, którego kulminację obserwujemy w przeciągu ostatnich dni. Każdy z nas korzysta utworów muzycznych, filmów, programów czy tekstów, które publikowane są na różnego rodzaju licencjach. Czy ktokolwiek z was kiedykolwiek przeczytał licencję na której opublikowany został wasz ulubiony utwór muzyczny, film czy program? Wiele osób łamie prawo absolutnie nieświadomie lub uznając to za niską szkodliwość społeczną czynu i sami we własnym sumieniu rozgrzeszają się z piractwa. Większość pośród tych wszystkich licencji jest całkowicie oderwana od rzeczywistości. Niestety, ale organy regulacyjne powołane do walki z piractwem nie spełniają swoich zadań, dbając jedynie o interesy wydawców, które (co absurdalne) nie zawsze pokrywają się z interesami artystów. Właśnie ta tendencja doprowadziła do powstania projektów takich jak SOPA, PIPA czy ACTA na fali którego żyje obecnie cała Polska. Jednym z licencyjnych absurdów jest bardzo pokrętna zasada działania prawa własności zakupionych utworów muzycznych. Póki zakupujemy muzykę metodą bardziej tradycyjną (na nośnikach takich jak płyty kompaktowe) wszystko jest w porządku. Problem może się zacząć w momencie, kiedy chcielibyśmy kupować muzykę przez internet w postaci plików MP3. Kupno takiego pliku wiąże się z zaakceptowaniem tego, że raz zakupionej muzyki nie możemy dalej odsprzedawać, oznacza to, że prawa własności do takiego pliku, podobnie jak prawa autorskie są niezbywalne. Co ciekawe, kiedy kupujemy płytę z muzyką okazuje się, że nie płacimy za utwory, które się na niej znajdują a za nośnik, do którego przypisane są prawa autorskie. To z kolei oznacza, że kiedy kupujemy płytę z muzyką, utwory muzyczne nie są de facto naszą własnością. Nie mamy więc prawa zgrywać ich z płyty i konwertować do formatu MP3/FLAC/OGG aby móc z nich korzystać na urządzeniu przenośnym. Dyskusja jednak na ten temat wciąż się toczy – teoretycznie bowiem plik jest legalny nawet jeśli pochodzi z 'nielegalnego' źródła – pod warunkiem oczywiście, że jest wierną kopią pliku do którego prawo 'posiadamy'.Mało kto zdaje sobie sprawę, że nie każde „dzielenie się” plikiem muzycznym czy filmem jest od razu piractwem. Prawo dopuszcza udostępnianie plików nieokreślonej liczbie osób, nazwanych w ustawie „kręgiem osób pozostających w stosunku osobistym”, może to oznaczać zarówno krewnych jak i przyjaciół. Co najciekawsze prawo dopuszcza również utrwalanie skopiowanych plików na każdego rodzaju nośniku, dopóki owo utrwalanie nie ma na celu rozpowszechniania utworu. Pozostawia w ten sposób „furtkę”, z której korzystają wszelakiego rodzaju serwisy pozwalające na dzielenie się plikami. To dzięki właśnie temu zapisowi serwisy takie jak Chomikuj.pl czy jemu podobne mają podstawy do legalnego działania. Jeszcze ciekawszy jest fakt, że korzystanie z udostępnionej przez znajomego kopii albumu muzycznego jest cały czas legalne pod warunkiem, że nie zaczniemy danej treści przekazywać dalej (poza krąg osób pozostających w stosunku osobistym). Nielegalne więc okazuje się porzystanie z sieci typu PeerToPeer (P2P). Prawo do rozpowszechniania plikow pośród znajomych dotyczy jednak wyłącznie plików multimedialnych. Programy czy gry (czyli „zestaw instrukcji przeznaczonych do użycia wyłącznie na komputerze w celu osiągnięcia określonego rezultatu”) objęte są odrębnym zapisem, który nie dopuszcza rozpowszechniania kopii programu wśród znajomych a nawet ściśle reguluje możliwości tworzenia tzw. kopii zapasowych. Wracając do samej ustawy: co z nią jest nie tak? Przede wszystkim zdecydowana większość zapisów w ACTA jest nieprecyzyjna, co rzecz jasna daje szerokie możliwości do naruszeń. Ponadto wiele zapisów może godzić w szeroko rozumianą wolność osobistą. W niektórych miejscach ACTA może okazać się niekompatybilna z istniejącymi już zapisami dotyczącymi użytkowania osobistego o którym pisałem wyżej.Najwieksze jednak obawy budzi fragment, który przenosi część odpowiedzialności na pośredników, czyli dostawców internetu oraz innych usługodawców, którzy mieliby możliwość udostępnienia narzędzi umożliwiających piractwo (czyli na przykład firmy oferujące swoje serwery pod wynajem). Wymuszałoby to na nich pod groźbą wysokich kar kontrolę nad poczynaniami użytkowników. W ACTA mówi się o odszkodowaniach dla 'poszkodowanych w wyniku piractwa' w kwocie zgodnej z „sugerowaną ceną detaliczną” a oprócz tego o wysokich karach „wystarczających do odstraszenia od popełniania naruszenia w przyszłości”. Niestety w przypadku utworów muzycznych pieniądze te nie trafią do artystów, co mogłoby się wydawać naturalne a do ich wytwórni – ACTA nie spełnia więc wciąż swojej roli. Najbardziej zainteresowani i tak zostają poszkodowani.Według mnie wprowadznie w życie dokumentu takiego jak ACTA nie ma najmniejszego sensu. Tyle mówi się o piractwie w sieci, jednak jedyne co robi się aby temu masowemu zjawisku zapobiec jest wymyślanie kolejnych restrykcji i podwyższanie kar pieniężnych, które de facto i tak trafiają do kieszeni niewłaściwych osób. Przede wszystkim potrzebna jest edukacja już na poziomie szkół, najlepiej połączona z informacjami na temat oprogramowania typu Open Source, które w wielu przypadkach zupełnie za darmo zastępuje drogie komercyjne odpowiedniki. Model myślenia organizacji regulujących również należałoby zmienić. Myślę, że niektórzy wiele mogliby się nauczyć od takich korporacji jak Google, której największy dochód przynosi... oferowanie darmowych usług.
Komentarze::DISQUS_COMMENTS
Dzisiaj natchnęło mnie do napisania wpisu, w którym opiszę dlaczego (w mojej opinii) tablety z Androidem (3.x lub nowszym) nie mogą nawiązać prawdziwej walki z iPadem. Moim zdaniem jest to spowodowane błędnym podejściem producentów tych urządzeń. Android na telefonach zawdzięcza swoją popularność w dużej części różnorodności - prawie każdy może sobie pozwolić na smartfona z nim, gdyż producenci oferują odpowiednie modele w praktycznie każdym segmencie cenowym. Oczywiście wrażenia z użytkowania tych urządzeń mogą być różne, ale ludzie często są w stanie usprawiedliwić mniej płynne działanie czy brak możliwości zainstalowania części aplikacji (głównie chodzi o bardziej wymagające gry) niższą ceną. W ten sposób każdy znajdzie coś dla siebie. W wypadku tabletów z systemem Google'a natomiast tego nie ma - producenci ścigają się na coraz lepsze parametry, co nie pozwala zejść znacząco poniżej ceny iPada (jeśli w ogóle). Nie ma natomiast żadnych modeli dla mniej wymagających użytkowników z niższej półki cenowej. Jeśli ktoś, np. chce jedynie przeglądać strony internetowe, korzystać z portali internetowych, poczytać sobie ebooki czy cyfrowe wydania gazet i ewentualnie pograć w jakieś proste gry typu Angry Birds, to po co mu nie wiadomo jaki procesor czy dużo RAMu? Nie jest mu to potrzebne, a przez tego typu elementy, cena urządzenia nie może zejść do poziomu akceptowalnego przez taką osobę. Zwłaszcza, że aplikacji przystosowanych do dużego ekranu jest jak na lekarstwo w porównaniu do tabletu firmy Apple. Prosty przykład z naszego rynku - aplikacje z cyfrowymi wydaniami dla iOS mają takie gazety, jak Newsweek czy Business Week. Wersji dla Androida już nie ma.Taka sytuacja prowadzi do tego, że klient skłonny do wydania przynajmniej 2000 zł stwierdza, że lepiej kupić iPada, gdyż w razie potrzeby, będzie miał większy wybór aplikacji przystosowanych do dużego ekranu i stąd większe możliwości wykorzystania takiego produktu. Sądzę, że dopóki producenci nie zrozumieją, że produkując jedynie urządzenia z najwyższej półki w cenie zbliżonej do iPada sami "pchają" się do (na chwilę obecną) z góry przegranej walki z iOS w iPadzie i jego pokaźnym zestawem aplikacji, dopóty będą narzekać na słabą sprzedaż. Być może Ice Cream Sandwich coś w tej kwestii zmieni, ale nawet jeśli, to skutki będziemy mogli zobaczyć dopiero kilka miesięcy po pojawieniu się pierwszego tabletu z tym systemem bądź też aktualizacji dla jednego z już obecnych na rynku. Zgadzacie się z tym? Jeśli nie, zapraszam do podzielenia się Waszą opinią na ten temat w komentarzach.
Komentarze::DISQUS_COMMENTS
Każdy użytkownik smartfona, który kiedykolwiek postanowił zmienić ROM na inny, szybszy czy stabilniejszy stanął przed trudnym wyborem. Praktycznie każdy Custom ROM posiada jakieś braki lub niedociągnięcia. Odnalezienie idealnego ROMu graniczy z cudem, szczególnie że im więcej modyfikacji testujemy, im więcej genialnych rozwiązań przewija się przez nasz telefon, tym więcej oczekujemy a wizja idealnego ROMu staje się coraz bardziej nieosiągalna. Od początku mojej przygody ze smartfonami, (a należy nadmienić, że zajmuję się nimi już kilka ładnych lat) testowałem chyba każdą ciekawostkę związaną z moim aktualnym smartfonem jaką udało mi się znaleźć. Zaczynałem od HTC Hurricane (SPV C550), na którym mogłem zainstalować sobie o wiele nowsze oprogramowanie. Jako, że byłem w tym temacie nowicjuszem zajęło mi to naprawdę sporo czasu i wcale nie mniej nerwów. Finalnie osiągnąłem swój cel i mój pierwszy smartfon zawsze pracował pod kontrolą najnowszego dostępnego oprogramowania. Z moim pierwszym urządzeniem przeżyłem całe dwa lata stale testując nowe modyfikacje. Jako że w tamtym czasie kończyłem dopiero gimnazjum nie miałem pieniędzy na wymianę urządzenia, kupiłem nowy dopiero w momencie, gdy z bliżej niezrozumiałych dla mnie przyczyn mój pierwszy smartfon wyzionął ducha (zbyt duże naprężenie wewnątrz obudowy spowodowało pęknięcie ekranu). Od tamtego czasu minęły cztery lata a ja praktycznie co kilka miesięcy zmieniałem urządzenie. Po pierwszych tygodniach zaspokojenia (każde kolejne urządzenie było mocniejsze od poprzednika) i kolejnych testowanych modyfikacjach zawsze przychodził niedosyt, chciałem więcej, wydajniej, estetyczniej. Z pomocą przyszły pieniądze zarobione w wakacje. Kupiłem nowego smartfona ze średniej półki, o ogromnych możliwościach. Należy dodać, że już wtedy testowałem pierwsze urządzenia z Androidem uzyskane na potrzeby tzw 'testów dziennikarskich', prowadziłem bloga, opisywałem kolejne znalezione modyfikacje na kolejnych moich smartfonach. Mając urządzenie ze średniej półki czułem się spełniony, wszystko było dokładnie tak jak trzeba. W końcu pod wpływem coraz mocniejszych urządzeń, które przychodziło mi testować oraz braku oficjalnych aktualizacji do najnowszego Androida znów obudził się we mnie zapał do modyfikacji. Każdy kolejny testowany ROM wnosił coś ciekawego, bez czego po jakimś czasie nie mogłem normalnie pracować. W jednym była doskonała aplikacja kamery, w drugim klient poczty, którego nie można było przenieść, inny zaś ROM miał świetne wyniki przy jednym naładowaniu akumulatora, kolejny zostawiał mi bardzo dużo wolnej pamięci RAM, jeszcze inny świetnie zmodyfikowany, piękny interfejs. Po tych kilku latach wciąż nie znalazłem ROMu idealnego. Im bardziej intensywnie szukam, tym bardziej jego wizja ode mnie odpływa. Co więcej wiem już, że nigdy takiego nie znajdę, bo moje wymagania cały czas rosną i nie wyobrażam sobie aby jakikolwiek smartfon z jakimkolwiek systemem mógł temu sprostać. Czy warto więc było przeprowadzać pierwszą modyfikację? ;)
Komentarze::DISQUS_COMMENTS
Mam prawie 50 lat i stąd temat który poruszam. Dlaczego? Otóż postęp techniczny powoduje że ludzie starsi mają problem z ogarnięciem technologii. Kiedyś cegiełka marki Siemens służyła do dzwonienia i wysyłania SMS. Była synonimem bogactwa oraz powiewem wolności. Każdy mógł zadzwonić bez konieczności wyjścia z domu do budki i stwierdzenia że urwano słuchawkę. Następne konstrukcje zmieniały gabaryty, kształt czy otrzymywały klapkę ale zawsze służyły celom komunikacji. Dzisiejsze smartfony oferowane u operatorów to urządzenia do wszystkiego. Człowiek starszy zostaje zaatakowany przez agresywny marketing i sam nie wiedząc po co podpisuje umowę na... no właśnie na co? Telefon w jego mniemaniu ma służyć do prostej komunikacji werbalnej czyli rozmowy czy SMS. Dostaje jednak sprzęt z przeglądarką internetową (po co mi ten Internet?), dostaje urządzenie z którego może wysyłać i otrzymywać maile (co to są maile?), może płacić z niego za zakupy czy przenosić i odtwarzać pliki na kompatybilnych urządzeniach (technologia NFC lub DLNA). To tylko kilka z wielu zastosowań dzisiejszych telefonów komórkowych. Tutaj zaczyna się problem bo urządzenia te wymagają od starszych ludzi aby się uczyli ich obsługi. Mało tego żeby takowy sprzęt zakupić należy wiedzieć co to jest pakiet internetowy, czy BIS lub BES w terminalach BlackBerry. Trzeba się wiele dowiedzieć aby nie ponosić zbędnych kosztów, lub nie płacić zawyżonych rachunków. Niewiedza kosztuje niestety wiele nerwów, a operator swego nie popuści. Ludzie w wieku 50+ nie maja takiego zacięcia do nowych technologii (a po co mi to?), nie mówiąc już o tym żeby chcieli się uczyć. Dopiero problem z zawyżonym rachunkiem powoduje ich zainteresowanie tematem - co ja teraz mam z tym zrobić?. Lepiej późno niż wcale, ale moim zdaniem problem zaczyna się w salonie operatora. Otóż osobom starszym nie powinno się oferować smartfonów bez rozmowy o nowoczesnych technologiach. Takim osobom powinny być oferowane proste urządzenia, a nie od razu smartfon którego ta osoba nie potrzebuje. Operator ma zarabiać przede wszystkim, ale też powinien dbać o swój image.Moim zdaniem ważniejsza jest dobra opinia od fury pieniędzy.
Komentarze::DISQUS_COMMENTS
Po przejrzeniu wielu stron internetowych dochodzę do wniosku że producenci pokazali nam wszystko co chcieli/mogli nam pokazać w tym roku. Znamy wygląd i parametry wielu urządzeń, które mają się ukazać na rynku. Pytanie tylko kiedy i za ile. Kończy sie powoli ten wyścig zbrojeń i zaczyna walka o klienta....czyli żeby sprzedać jak najwięcej i jak najszybciej. Dodatkowo niespodziewana śmierć ikony świata informatycznego Steve'a Jobsa powoduje tę ciszę medialną. Czekajmy więc cierpliwie aż wszyscy otrząsną się z szoku wywołanego odejściem twórcy Apple i znowu otrzymamy porcję informacji że świata technologii. Rynek nie może stać w miejscu i musi się rozwijać dzięki czemu my możemy korzystać z coraz nowszych gadżetów celem przyspieszenia i ułatwienia życia w dzisiejszym świecie.Tak sądzę gdyż Samsung pokazał Note, BlackBerry całą gamę telefonów i dwie odsłony systemu autorskiego, czyli OS 7 oraz BBX, widzieliśmy Nexusa Prime i Apple iPhone 4S. HTC też nie próżnuje i co rusz mamy nową odsłonę sprzętu. Pokazuje to potencjał producentów ale niewiele z tych nowości już jest na rynku. Producenci muszą najpierw sprzedać to co pokazali wcześniej aby mieć kapitał na rozwój. Odnoszę wrażenie że ilość nowości jest za duża i rynek czeka na ukazanie się ich w sprzedaży aby zweryfikować informacje.Poza tym nowe urządzenia wykorzystują maksimum możliwości sprzętowych i czas na nowe, szybsze, wielo- rdzeniowe procesory , nowe lepsze wyświetlacze. Oprogramowanie nadąża za zmianami. Android czy nowy OS BlackBerry oraz Windows 7 rozwijają się i dzięki temu mamy do czynienia z tak szybkim rozwojem technologii urządzeń osobistych.Nie ma się co martwić.....to nie koniec....to tylko spowolnienie spowodowane nadmiarem nowości.
Tagi
Komentarze::DISQUS_COMMENTS
Do niedawna Symbian nie kojarzył się z nowoczesnością – wręcz przeciwnie. Przytłaczający, ciężki i złożony interfejs Symbiana bardziej przypominał system dla zwykłego telefonu niż dla współczesnego smartfona. W międzyczasie w Nokii podjęto decyzję o zmianie strategicznego systemu operacyjnego na Windows Phone 7 i porzuceniu MeeGo, przy jednoczesnym kurczowym trzymaniu się wspomnianego już Symbiana. O co w tym wszystkim chodzi? Czyżby Stephen Elop miałby być koniem trojańskim, który od środka osłabi fińskiego giganta? Bynajmniej.Można zadawać sobie pytania o sens kurczowego trzymania się przestarzałego Symbiana. Dla Nokii jest on nie tylko ważny jako produkt, ale również jako symbol. To dzięki niemu Nokia jakiś czas temu była numerem jeden na smartfonowym rynku. Niestety duma finów po osiągnięciu sukcesu była tak duża, że przestali zwracać uwagę na rosnącą w siłę konkurencję i ofensywę z jej strony, która była naturalną odpowiedzią na pojawienie się na rynku przełomowego produktu jakim był pierwszy iPhone. Jak długo można było jednak ignorować zmiany zachodzące na kapryśnym, mobilnym rynku? Zbyt długo. Obecnie Nokia przechodzi poważny kryzys. Sytuację może uratować Windows Phone 7, który powoli ma przechodzić w status strategicznego systemu operacyjnego. Jednocześnie Nokia nie chce (i raczej nie może) zrezygnować z Symbiana, nawet na rzecz MeeGo. Jak już wspominałem, Symbian wciąż ma sporą rzeszę wiernych fanów (fanów, którzy nie wyobrażają sobie Nokii bez swojego ulubionego systemu) – to oni są dla Nokii kołem ratunkowym, które w przypadku kiepskiej sprzedaży urządzeń z WP7 wyciągnie Nokię z poważnych kłopotów.Transformacja Symbiana to akcja przemyślana. Obecnie Nokia pokazuje światu, że oni również potrafią stworzyć 'swojego Androida'. Z marketingowegopunktu widzenia to bardzo dobry krok. Nawet jeżeli pod przykrywką pięknego interfejsu znajdują się wciąż te same, przestarzałe i ociężałe aplikacje...W następnej kolejności Nokia powinna zacząć dalej modyfikować interfejs Symbiana – wedle mnie będzie on coraz bardziej przypominał MeeGo. Już jakiś czas temu wyszło na jaw, że Nokia dążyć będzie do unifikacji interfejsów swoich systemów, dopiero teraz wszystko to zaczyna nabierać sensu – szczególnie, że oba interfejsy napisane zostały przy użyciu tych samych bibliotek (Qt). MeeGo traktowany jako 'platforma eksperymentalna' nigdy nie zdobędzie serc konsumentów – urządzenia takie jak N9 zainteresują raczej geeków niż masowego klienta. MeeGo stanie się czymś w rodzaju gałęzi rozwojowej Symbiana. Ci którzy już przewidzieli śmierć Symbiana powinni zrewidować swoje dotychczasowe poglądy. Symbian will be back.
Komentarze::DISQUS_COMMENTS
Pytanie po co? Po co Google kupił Motorolę. Oficjalnie mówi się, żeby zdetronizować Apple. Ale tak naprawdę, czy ktokolwiek jest w stanie uwierzyć w bajkę, że połączone siły Google'a oraz Motoroli są w stanie pokonać przewartościowanego "ogryzka"? Bajka ta jest stara jak Android i tak naprawdę chodzi tutaj bardziej o skubnięcie kolejnych kilku procent mobilnego tortu niż o przebicie faktycznego poziomu sprzedaży Apple. Największy rynek mobilny, czyli USA nadal pozostaną ostoją Apple, bo po prostu nic nie wskazuje na to by było inaczej. Nawet pod nieobecność Steve'a Jobsa firma ma się dobrze, by nie powiedzieć, że wyśmienicie. Fakt, że w momencie kolejnej czkawki giełdowej firma zyskuje na wartości i przebija spadkobierców John D. Rockefellera, czyli paliwowy konglomerat Exxon jest najlepszym przykładem, że Apple nadal rządzi. I nieważne jest tak naprawdę to, czy "jabłko" jest przewartościowane czy też nie, to kwestia drugorzędna. Wiadomo tylko tyle, że żaden z dotychczasowych produktów Motoroli (a ściślej - modeli z systemem Google'a) nie odniósł znaczącego sukcesu na rozdrobnionym androidowym rynku. Zaczynając od Droidów/Milestone'a, którego wyniki sprzedaży były średnie a kończąc na Xoomie, który po sprzedażowej klapie w USA siłą próbuje być odgrzany przez Motorolę na europejskich rynkach. Co więcej dotychczasowe próby Google'a przeprowadzane w spółkę z HTC oraz Samsungiem (rodzina Nexus) również nie dały rady nawet zbliżyć się do wyników osiąganych przez iPhone'a. O co więc tak naprawdę chodzi? Po co Google wydaje te 12 mld "zielonych"? Niektóre spekulacje wskazują na rozliczne patenty, którymi chwali się Motorola. Zmowa patentowa, o którą Google oskarża Microsoft oraz Apple jest mocno przerysowana. Co prawda Microsoft zarabia na Androidzie (sic!) sporo pieniędzy, jednak to nadal tylko wierzchołek góry lodowej. W kwestii patentów trudno tak naprawdę spekulować, ten obszar rynku ze względu na zagmatwane prawo autorskie w Stanach Zjednoczonych jest trudny do przewidzenia. Formalnie umowy mają zostać wypełnione do początku przyszłego roku, co może oznaczać, że już niebawem pojawią się zapowiedzi kolejnego "iPhone killera". Cytując jednego z naszych clubowiczów - Googlorola czy MotoGoogle?
Komentarze::DISQUS_COMMENTS
Od zaprezentowania pierwszego iPhone'a Apple cały czas było 'amazing' i 'magical' – teraz gdy inżynierom Apple wyczerpały się innowacyjne pomysły flagowy produkt mający wprowadzić świat w erę Post PC – system iOS zaczyna mocno czerpać z rozwiązań konkurentów a premiera kolejnego iPhone'a, który zawsze kojarzony był z czymś wyprzedzającym konkurencję o kilka miesięcy do przodu została... opóźniona o kilka miesięcy. Podczas prezentacji otwierającej tegoroczną konferencję WWDC nie wydarzyło się nic, co można by nazwać przełomem. Zaprezentowano (po raz kolejny) OS X Lion (koniec ze słowem 'Mac' w nazwie), kolejną odsłonę iOS oznaczoną numerkiem 5 (która nie wnosi żadnych szczególnie innowacyjnych rozwiązań) oraz nową usługę iCloud, będącą niczym innym jak chmurą synchronizującą komputery Mac, iPady, iPody i iPhone'y.Jak już napisałem OS X Lion został już wcześniej dość szczegółowo zaprezentowany. Nowa wersja iOS'a nie wprowadza żadnego rozwiązania, kórego nie byłoby u konkurencji. Najważniejsze zmiany dotyczą systemu notyfikacji, który (jeżeli nie liczyć powiadomień na lockscreenie) został żywcem wyciągnięty z Androida. Rozwijany z górnej belki systemowej panel powiadomień to jedna z najbardziej charakterystycznych dla Androida cech. Kolejnym bliźniaczo podobnym do rozwiązania jednego z konkurentów jest iMessage. Jest to komunikator działający wyłącznie w 'ekosystemie' Apple – tak jak BlackBerry Messeneger w produktach RIM. Niczym nowym nie jest również aktualizacja OTA (Over-The-Air), która nie wymaga podłączenia do komputera – konkurencja korzysta z takiego rozwiązania już od dawna. Apple już nie jest tak innowacyjny jak był jeszcze niedawno kiedy konkurencja próbowała dogonić technologicznie iUrządzenia. Teraz to Apple uczy się nowych rozwiązań od swoich konkurentów. Jednocześnie nie można powiedzieć aby był to zły krok. Konkurencyjne platformy tracą w ten sposób swoje asy z rękawów.
Tagi
Komentarze::DISQUS_COMMENTS
Ostatnio trochę rzadziej tutaj bywam, ponieważ praca zabiera mi 98% czasu, jednak przy okazji niedzielnego popołudnia popełniłem komentarz, który zamyka podsumowanie ankiety stworzonej przez Marcina na temat Waszych preferencji dotyczących iPad ‘a 2. Komentarz jest dłuższy od samego wpisu i chciałbym Wam go przedstawić i tutaj, na blogu.Komentarz ten polemizuje z obiegową opinią o niskiej funkcjonalności urządzenia, z mitami o jego ograniczeniach. Polemizuje z uwagą o tym, że urządzenie Apple jest mniej funkcjonalne od podobnych tabletów opartych o system Android. Tak więc zaczynamy:cytat z samego siebie:„Nie jest mniej funkcjonalny ani na jotę (przyp.: od Androida). Większych bzdur jak w komentarzach pod wpisami o Apple przeczytać nie można nigdzie. To urządzenie wymaga zmiany przyzwyczajeń i odrobiny nauki. Nie wymaga nauki dla odtwarzania treści, wymaga nauki przy jej kreacji. Dlatego jest tak kontrowersyjne. Ktoś kto czyta www, pisze maile i niewiele więcej, wyjmie go z kartonu a potem wpadnie na lata, filozofia tego producenta go wciągnie. Ktoś, kto potrzebuje urządzenia o szerszym spectrum zastosowań napotka na mur. Trzeba ściągnąć aplikacje, zamienniki, zacząć sobie organizować pracę i zacząć rozumieć to urządzenie. Leń mądrala skwituje nowy nabytek a potem pogna go na allegro, ktoś kto ma otwartą głowę i chęć bliższego poznania czegoś nowego nie będzie już tak jednoznaczny i definitywny w kształtowaniu wniosków i opinii. Oczywistym dla mnie jest, że idąc do pracy gdzie potrzebuję oprócz obsługi internetu i dokumentów, także działań na multiplikach, bardziej złożonych i specyficznych działań – wezmę netbooka, notebooka lub UMPC. Wezmę ponieważ iPad, Galaxy Tab i inne mają swoje ograniczenia, których nie ma urządzenie z Windows na pokładzie. Ale oczywistym jest dla mnie, że w tej samej zaś torbie wezmę iPada o ile w kieszeni nie spoczywa iPhone."Dlaczego ?Głównie dlatego, że nie spotkałem na rynku urządzenia, który potrafi przeżyć dwie robocze doby intensywnej pracy przy 10 calowym ekranie oraz takiego, któremu dałbym taki mandat zaufania.Wiem, jestem fanboyem ktoś zaraz napisze. Otóż nie. Pracowałem dwa lata mając iPhone w kieszeni, który powodował, że czasami nawet nie otwierałem notebooka bo nie musiałem. Równie zdecydowanie jak pisze o jego zaletach zamieniłem iPhone 4 na Samsunga Galaxy. Powód: zmiana adresu zamieszkania i słabe zasięgi operatora. Gdybym nadal mieszkał w strefie dobrego zasięgu używałbym iPhone. Razem ze zmianą urządzenia w kieszeni zaczął się problem niewysłanych wiadomości w skrzynce nadawczej programu pocztowego, od czasu do czasu jakiś komunikat o błędzie Androida. Moje doświadczenia powodują, iż żałuję sprzedaży iPhone, kupiłem iPada, ten kontroluje w mojej pracy to co Android może skaszanić.iPad czy iPhone to urządzenia dojrzałe, o dużej skuteczności i niezawodności. Urządzenia które w pracy biurowej potrafią na 75% zastąpić inne urządzenia. Nikt nie twierdzi, że są idealne, są one bardzo dobre.Mam tych zabawek kilkanaście i doświadczenie trochę dłuższe z tabletami niż większość Polaków. Wiem czego spodziewać się po Vilivie, czego po iPadzie a czego po Galaxy. W codziennej biurowej pracy każde z nich wyśle przelew i potwierdzenie, odpisze na pocztę, wykreuje ofertę wiele z nich obsłuży „push” ale niestety nie zastąpi standardu, którym jest Windows. Dlatego w ankiecie część ludzi wybrała opcje "nie potrzebuję tabletu"? Ja potrzebuje i nie widzę alternatyw. Moja praca w 75% jest pracą polegającą na komunikacji, gdybym świadczył usługi wybrałbym Viliva lub Androida. Tak więc nie zamierzam kupic iPada 2. Dla kamery ? Po co ? Wideokonferencji nie uskuteczniam, a do maila, pages, numbers, godreadera, evernote czy dropboxa większa wydajność sprzetowa mi nie jest potrzebna.Jeśli jednak przyjdzie czas na zmianę i charakter mojej pracy się nie zmieni, niewątpliwie znowu kupię iPada. Powody są oczywiste: dlatego, że już potrafię i dlatego, że ufam mu bardziej niż androidowi, że mnie nie zawiedzie. Proszę także chłopaki nie piszcie bzdur typu "nie ma USB to nie podłączysz pendrivie czy klawiatury". To prawie ten sam argument jakby napisać, że nie ma złacza ethernet, a czy ktoś chciałby używac tabletu wpiętego do kabla? Zastosowania iPada są ograniczone, bardziej niż większości UMPC czy tabletów z androidem ale i do iPada jest camera kit pozwalający podłaczyć iPhone czy włożyc kartę SD, jest też klawiatura.Mimo wszystkich swoich ograniczeń ma fenomenalnie stabilny system operacyjny, który da się obsługiwać szybciej i o niebo wygodniej od Windows i od Androida. Jakub zdaje się chwalił kiedyś pracę na iPadzie, ciekaw jestem Jego opinii, ale sądzę też że będzie ona podobna mojej. iPad jest bardzo dobrym wyborem dla osób które tabletu potrzebują a nie muszą mieć na nim Windowsa. Zanim Android osiągnie podobny pułap skuteczności i niezawodności, co raczej nie jest możliwe z uwagi na otwartość i segmentację systemu, ja juz będę dawno na emeryturze. Co daje mi prawo do takiej opinii ? Czy wpisuję się w chęć bycia trendy i można mnie nazwać fanboyem bezgranicznie miłującym firmę Apple i Steve ‘a Jobsa ?Myślę, że nie. Ten komentarz zawarł moje przemyślenia po dość intensywnym tygodniu pracy z kosztorysami i ofertami. Popełniłem błąd sprzedaży swojego MacBook ‘a Pro 15.4 w bardzo złym periodzie na rynku walutowym i najzwyczajniej w świecie zostałem na chwilę bez komputera, do którego jestem przyzwyczajony i plików wykreowanych przez dwa lata pracy z OSX.Mam kilka innych komputerów wyposażonych w Windows, jednak w dużej mierze stają się one bezużyteczne i mentalnie obce jeśli chodzi o pliki Pages, Numbers złożone w Mackowym backupie. Przez tydzień zostałem więc bez narzędzia pracy oraz z problemem kilku poważnych zapytań ofertowych, które mogłem oczywiście zrobić w Office na windowsowym komputerze stacjonarnym, tablecie lub laptopie.Jednak nie zrobiłem. Postanowiłem, iż moja indolencja i pośpiech w sprzedaży A1286 niesie także pozytywne aspekty i odrobinę doświadczenia potrzebnego w trakcie konsultacji z klientami. Postanowiłem, iż do chwili przyjścia mojego nowego komputera będę pracował na tablecie, do Windowsowych maszyn sięgając tylko w przypadkach tzw.: konieczności wyższej. Nie będę się rozwodził nad całym procesem tygodniowej, całkiem przyjemnej, choć wysilonej intelektualnie pracy. Istotne jest podsumowanie tego okresu, który udowodnił mi wartość i przydatność iPada w pracy biurowej. Po tygodniu mój bilans sukcesów i porażek w pracy z iPad ‘em wyniósł 97% skuteczności. Trzy razy musiałem skorzystać z innego komputera niż iPad a były to przypadki:wystawianie nowego towaru w webowym systemie sklepu (brak mozliwości exploracji zdjęć i zamieszczenia ich w opisie produktu)wystawianie aukcji allegro (powód jak wyżej)prezentacja androidowego systemu zarządzania nowymi modelami samochodów marki Saab, wtajemniczeni wiedzą, że mam hopla na punkcie tej marki (brak flasha w przeglądarce Safari)Przy czym, porażki numer 2 mogłem uniknąć gdybym posiadał przejściówkę-adapter „camerakit” pozwalający odczytać zdjęcia zapisane na karcie SD z aparatu. Aukcje można wystawić poprzez aplikacje: WystawTo lub Allegro, dostępne w App Store. Porażki numer 1 i 3 niestety uniknać się nie uda.W tym okresie wykreowałem:12 atrakcyjnych wizualnie ofert na 8 komputerów, które równie prosto i szybko niewątpliwie trudniej byłoby wykreować w Office.dokonałem kilku zakupów hurtowych i dwa detaliczne w sklepach i na aukcjachodpowiedziałem na kilkadziesiąt mailiprzetworzyłem kilkanaście dokumentów xls i doc oraz pdfobejrzałem subskrybowane kanały na YouTubeprzetworzyłem obowiązkową porcję wiedzy z interesujących mnie zakresów tym keynote dotyczący premiery nowego iOS i iPad’a 2.Pojechałem na dwa spotkania do Warszawy korzystając z iPada jako nawigacji a po całym dniu podróży moje urządzenie wskazywało jeszcze 7% energii w baterii pozwalające na przeczytanie 3-4 maili i odpowiedzi na nie.Czy iPad jest funkcjonalnym narzędziem pracy ? Odpowiedzcie sobie proszę na to pytanie sami, ja już znam odpowiedź i zawarłem ją w niedzielę w cytowanym komentarzu.
Tagi
Komentarze::DISQUS_COMMENTS
Rozwój i numeracja Androida nigdy nie była do końca zrozumiała. Nowa wersja wnosząca ogromne zmiany potrafiła być ustawiona tylko o cyferkę wyżej niż poprzednik, mimo że wcześniej bywały dużo większe skoki w numeracji. Przykładowo Android Froyo, który wnosił przeogromny skok wydajnościowy i całą masę innych widocznych na pierwszy rzut oka 'ficzerów', został w numeracji potraktwany identycznie jak aktualizacja Androida z 2.0 do 2.1 (te dwie wersje nie otrzymały nawet oddzielnej nazwy kodowej).Niedawno pojawił się Android Honeycomb o oznaczeniu 3.0, co więcej pokazany został zaraz po tym jak ogłoszono wersję 2.3 Gingerbread. Nieścisłości jest dużo więcej. Honeycomb nie trafi na urządzenia typu smartphone – przeznaczony jest wyłącznie dla tabletów. Bardzo możliwe jest występowanie wersji Androida oznaczonej numerkiem 2.4 – niektóre witryny odnalazły w logach dość liczne ślady pozostałe po odwiedzinach z urządzeń wyposażonych w systemy oznaczone tym numerem (aczkolwiek jak wiadomo w Androidach bardzo łatwo jest manipulować informacjami dotyczącymi wersji systemu i urządzenia, która zostawiana jest jako 'cyfrowy ślad'). Numer 2.4 dotarł do mnie także w innych okolicznościach, choć mam wrażenie, że to raczej przez czyjąś pomyłkę: mianowicie agencja, która w Polsce odpowiada za marketing HTC poinformowała mnie, że tablet Flyer ma trafić na półki sklepowe wyposażony w system 2.3 i będzie to nadal Gingerbread. Moim spekulacjom kres położyła wypowieź Eric'a Shmidt'a, w której uchylił rąbka tajemnicy mówiąc, iż następna wersja Androida będzie oznaczona nazwą rozpoczynającą się od literki „i” oraz ma łączyć w sobie rozwiązania z Gingerbread'a i Honeycomb'a.Jak teraz będzie wyglądać dalszy rozwój Androida? Może Google wpadnie na genialny pomysł i obok ChromeOS zacznie rozwijać Androida dla netbooków? Wtedy mielibyśmy już prawdziwy cyrk. Szczególnie gdyby nadal nie podjęto decyzji o utworzeniu osobnego nazewnictwa i gałęzi rozwojowych. Nie będę się rozwodził na temat jak powinno wyglądać nazewnictwo, bo w chwili obecnej tego bałaganu posprzątać się zwyczajnie nie da. Google już obiecywało, że ujednolici wydawanie nowych wersji Androida, jednak dotychczas były to puste obietnice i mamy jeszcze większe zamieszanie niż było.