GPS, ładowarka, kable oraz karta SD dla porównania gabarytów
Oto garść faktów na temat specyfikacji tego odbiornika:
- obsługa 12-kanałów
- chipset SiRFStar II, LP
- pobór energii 180mA (3.3V)
- czułość: -142 dBm
- obsługa WAAS/EGNOS
- gorący, ciepły i zimny start to odpowiednio 8, 38 i 45 sekund
- odświeżanie pozycji co sekundę
- wymiary: 59.3 mm x 50.2 mm x 19.7 mm
W praktyce urządzenie sprawdzało się wzorowo. Problemów z podłączeniem odbiornika do PDA nie było żadnych. Po prostu wpinamy kabelek do ładowarki oraz do palmtopa, a następnie kierujemy nasz preferowany program do nawigacji satelitarnej by nasłuchiwał nawoływania satelitów na porcie COM1. Podłączenie następuje natychmiastowo, czego często nie można powiedzieć o sinozębych GPSach z całym tym ceremoniałem parowania, podawania kodów PIN, czy też zastanawiania się czemu to jednak nie działa, mimo że wszystko jest teoretycznie dobrze ustawione. Automapa bezbłędnie radziła sobie z tym odbiornikiem, a w czasie nawigacji "Pani Jadzia" praktycznie nigdy nie informowała mnie, że "szuka sygnału GPS". Wspominam o tym, gdyż w przypadku mojego starego Holuxa GM-210 (również kablowy GPS), często się to zdarza - nawet mimo niemal wzorowej "konfiguracji" śląskiego blokowiska. Oczywiście jest to jedynie chwilowa przerwa, trwająca nie dłużej jak kilka (1-2) sekundy, ale i tak potrafi ona skutecznie uprzykrzyć i tak momentami kłopotliwą nawigację. Odbiornik Rikaline szybko łapał fix - czasy startu były praktycznie "książkowe" - czytaj zgodne z podawanymi przez producenta parametrami. Stabilnie trzymał on sygnał z przeciętnie 7 źródeł, spoczywając cały czas na kokpicie i to nie całkowicie pod szybą.
Dla kogo taki GPS?
Oczywiście odbiornik ten nie nadaje się do zastosowania we wszystkich potencjalnych scenariuszach wykorzystania nawigacji satelitarnej - tak samo jak i cały zestaw oparty na zwykłym PDA. Największym ograniczeniem takich odbiorników na kablu, czyli popularnych myszek, jest zależność od samochodowego źródła zasilania. Gdy planujemy korzystać z uroków nawigacji satelitarnej również poza pojazdem - np. w czasie pieszych wędrówek, takie rozwiązanie należy całkowicie skreślić. Chyba, że nie widzimy problemu w przygotowaniu odpowiedniego przenośnego źródła energii, np. odmiany battery extendera zbudowanego z kilku zwykłych paluszków. Kolejnym minusem tego typu urządzeń może okazać się plątanina kabli. Niektórzy mają wielką awersją do takiej formy "upiększania" wnętrza swego samochodu. W przypadku części pojazdów być może uda się sprytnie zamaskować większość przewodów, zakładając np. dodatkowe gniazdko ładowarki ukryte pod kokpitem, czy też w bagażniku i chowając sam odbiornik np. na podszybiu tylnej półki.
Ja jestem wielkim zwolennikiem tego typu odbiorników. Prawdopodobnie jest to kwestia przyzwyczajenia ale po prostu lubię gdy wszystko działa praktycznie od-ręki. Miałem okazję bawić się różnymi rodzajami GPSów - tymi na kablu jak i na CF oraz BT. Każdy posiadał pewne wady i zalety, jednak w większości przypadków i tak wygrywały GPSy na kablu - oczywiście chodzi wyłącznie o zastosowanie tych urządzeń do nawigacji samochodowej. Co mam do odbiorników na CF? Główną ich wadą jest fakt, iż sporo powiększają one palmtopa. Wystający z gniazda CompactFlash moduł antenowy sprawia, że palmtop traci sporo na swej mobilności i przenoszenie go w etui czy też nawet w kieszeni, z podłączonym GPSem jest mało wygodne. Taki zestaw żyje również znacznie krócej na baterii, gdyż za źródło zasilania służy tutaj wbudowane w PDA ogniwo. Minusy te nie dotyczą jednak sinozębych odbiorników. Tutaj zarówno mobilność jak i czas pracy zestawu jest nienaganna. Gorzej jednak jeśli chodzi o same zestawianie połączeń i ogólne dogadywanie się urządzeń. W moim Holuxie lubię to, że trzymam go cały czas w schowku na rękawiczki i wyciągam go tylko wtedy gdy jest potrzebny. Z przymrużeniem oka dodam, że ostatnio odkryłem kolejny plus "myszek". Otóż najwyraźniej są one mało atrakcyjnym towarem dla włamywaczy samochodowych. Pewnego ranka, gdy wychodząc do pracy udałem się do swojego samochodu, okazało się, że cała zawartość schowka (a było tam sporo niepotrzebnych rzeczy) leżała na podłodze pojazdu, a GPS na siedzeniu pasażera. Najwyraźniej "nocni łowcy paneli" nie połakomili się na wątpliwej atrakcyjności plątaninę kabli i gdy nie znaleźli tego czego szukali szybko się ulotnili.
Posumowanie
Czy warto inwestować jeszcze w GPSa na kablu? Według mnie tak - oczywiście, gdy nie planujemy korzystać z odbiornika poza pojazdem. Do niedawna za wyborem szeregowego GPSa przemawiał jeszcze jeden aspekt, a mianowicie cena. Teraz jednak trudno będzie namówić kogoś na taką cyfrową smycz, przywiązującą naszego PDA do pojazdu, gdy ceny bardzo dobrych odbiorników na BT są czasem nawet niższe, lub przynajmniej porównywalne do wartości kablowych GPSów. Sinozębe odbiorniki nawigacji satelitarnej mają jeszcze jeden wielki plus, o którym nie wspomniałem. Otóż zakup takiego urządzenia to doskonała inwestycja na przyszłość, gdyż jest i będzie ono kompatybilne z każdym palmtopem, czy też inteligentnym telefonem komórkowym wyposażonym w moduł BT. Na tym polu zarówno odbiorniki na kablu jak i w formie kart CompactFlash wysiadają. W przypadku myszek problem leży po stronie ich kompatybilności z gniazdkiem komunikacyjnym palmtopa - jest ono identyczne zazwyczaj tylko w jednej linii produktów danego producenta. Natomiast urządzenia wyposażone w gniazdo na karty CompactFlash powoli wypierane będą z rynku, gdyż główny kierunek rozwoju mobilnych komputerów to ich miniaturyzacja. Gniazdo CF zajmuje sporo miejsca wewnątrz obudowy PDA, co nie pozwala na skuteczne zmniejszanie urządzeń. Testowany odbiornik Rikaline GPS-6010 kosztuje od 458 do prawie 500zł - w zależności od rodzaju posiadanego palmtopa. Sam GPS to 399zł, a reszta to odpowiedni kabelek z ładowarką, do podłączenia go do PDA i zasilania w samochodzie.
Dziękujemy firmie Rikaline Polska, za dostarczenie urządzenia do testu.