Sam kartonik jaki jest każdy widzi. Jeśli mogę coś o nim powiedzieć, to tyle, że kolorystycznie bardziej mi się podoba niż np. pudełka Palmów (dla niezorientowanych Palmy są w stalowoszaro-niebieskich, Sony jest utrzymane w ciepłej, pomarańczowo-czerwonej tonacji). Ale oczywiście nie kolor najważniejszy, tylko zawartość. Tak więc w pudełeczku od firmy Sony otrzymujemy: samego Clie, cradle, zasilacz sieciowy (ładowarka jak kto woli), stylusa, kartę pamięci Memory Stick 8MB, ochronny pokrowiec, komplet książeczek, płytkę CD z driverami i oprogramowaniem dla stacjonarnego komputera oraz podręczną karteczkę i nalepki z literkami w Graffiti.
Krótko teraz o kilku z tych rzeczy, którymi się później nie będziemy zajmować.
Akcesoria
Cradle, czy też stacja dokująca, czy też stojaczek. Stylistycznie dobrana do samego Clie. Umożliwia podłączenie do komputera, oraz po połączeniu z zasilaczem ładuje akumulator handhelda. Połączenie z komputerem realizowane jest poprzez USB, co ma swoje wady i zalety. Wada jest taka, że nie każdy komputer ma USB, ale ten argument powoli traci na sile. Poza tym same zalety, o których chyba nie muszę tu pisać. Kabelek jest dość długi, więc cradla można spokojnie postawić na biurku, gdy Komputer tymczasem jest pod nim. Niestety, kabelek jest na stałe przymocowany, a właściwie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby był dopinany. Nawiasem mówiąc taki właśnie kabelek można nabyć dodatkowo. Jest to wygodne rozwiązanie np. w podróży, gdy doczepiamy handhelda do notebooka. Nie zawsze potrzebujemy całego cradla. No, ale cóż, każdy chce zarobić, także i firma Sony ;-). Sam cradle ma guziczek HotSync, któremu można jednakże przypisać inne funkcje, niż standardowa synchronizacja z komputerem, oraz diodę LED świecącą się, gdy ładowany jest akumulatorek w Clie. Wstawianie Clie do cradla jest łatwe, odpowiednie wypustki zapewniają, że złącza trafią tam gdzie powinny. Niestety, producent nie przemyślał małe trącenie, żeby nasz organizer wyskoczył z gniazdka. Efekt jest taki, że jeśli chcemy coś pisać piórkiem w Clie w cradlu, to niestety musimy przytrzymywać je drugą ręką. Niby nic, ale jeśli dużo pracujemy przy biurku, to spora wada (i to na dodatek czysto mechaniczna).
O zasilaczu w sumie niewiele ciekawego można powiedzieć. Podłączyć go można zarówno bezpośrednio do Clie jak i do cradla. Ponadto ciekawie rozwiązano kompatybilność. Zasilacz działa w zakresie od 110V do 230V, więc można go stosować w podróży za ocean, ma też wymienną końcówkę, tak, że można dopasować się do standardów w różnych krajach. Standardowo w pudełku dostarczana jest końcówka odpowiednia dla kraju sprzedaży.
Wreszcie stylus, czyli piórko. Trzeba przyznać, że mi przynajmniej, odpowiada i to bardzo. W odróżnieniu od konkurencji (przynajmniej tej którą miałem okazję oglądać), konstrukcja jego jest plastikowo-stalowa. Jego budowa przypomina nieco lotkę którą rzuca się do tarczy: plastikowy czubek którym piszemy, wkręcony w stalowy pręcik i na końcu znów kawałek plastiku z wypustką ułatwiającą wyciąganie stylusa z Clie. Metalowy element dodaje stylusowi masy, co moim zdaniem poprawia jego stabilność w dłoni.
Karta pamięci, to promowany przez Sony Memory Stick. Takie same używane są w odtwarzaczach mp3 i aparatach cyfrowych tejże firmy. Czy to dobrze czy nie, trudno wyrokować. Inne firmy stawiają jak na razie na inne rozwiązania w tym względzie, więc jeśli zdecydujemy się na Sony, musimy się liczyć z tym, że nie wymienimy w ten sposób danych z użytkownikami Palmów lub Handspringów. MS nie należą na dodatek do najtańszych nośników pamięci - za 32 MB kartę należy zapłacić ok. 200 DM. Jeśli jednakże mamy już jakiś produkt Sony używający MS, to na pewno się to opłaci. Wraz z Clie dostajemy MS o pojemności 8MB, co jak na początek jest wielkością zadowalającą.
Pozostał nam jeszcze pokrowiec. Wykonany jest z tworzywa imitującego skórę, wewnątrz wszyte są usztywniające blaszki, zapobiegające uszkodzeniu organizera. Całość ma wygląd dość ażurowy, nie chroni przed deszczem, a na dodatek po zapięciu Clie w środku całość robi się dość gruba, ale poza tym spełnia bardzo dobrze swoje zadanie - chroni przed niewielkimi upadkami i chroni ekran. Dodatkowo po wywinięciu klapki otrzymujemy całkiem gustowny stojaczek dla handhelda.
Wygląd
Tutaj też dam plusik firmie Sony. Wygląd zewnętrzny - jeśli chodzi o estetykę, podoba mi się. Ale nie tylko to. W pierwszej chwili Sony wydaje się być bardzo delikatny, ale po bliższych oględzinach i chwyceniu go w rękę, okazuje się być bardzo solidnie wykonany. Waży niedużo - 121 gram. W ręku też leży dobrze, pomimo wrażenia, że handheld jest nieco kanciaty. Wszystkie guziczki są pod ręką i są dość ergonomicznie rozmieszczone (oczywiście dla osoby praworęcznej, czyli jeśli Clie trzymamy w ręce lewej). I tak, pod kciukiem lewej ręki mamy JogDial, a pod palcem wskazującym guziczek zasilania. JogDial jest to po prostu takie kółeczko, które może służyć za przewijacz i jednocześnie klawisz zatwierdzania (lub wyboru) jakiejś opcji. Niektóre programy go obsługują, i tak np. w WordSmith, klawisz "góra - dół", ten na klawiaturce, przesuwa ekranami (działa jak Page Down i Up), a JogDial przesuwa o jeden wiersz. U góry, prócz guzika "power" mamy jeszcze slot na Memory Stick, wraz z małą diodą LED, działającą mniej więcej tak jak ta w zwykłej stacji dysków. U dołu z kolei znajduje się styk do cradla bądź też zasilacza, lub innych dodatkowych akcesoriów. Taki styk istnieje we wszystkich handheldach, niestety, na razie panuje polityka - co producent to standard. Można więc zapomnieć o dołączaniu akcesoriów od innych producentów.
Wnętrze
W środku Sony mamy procesor Motoroli DragonballEZ o szybkości taktowania 20MHz. Pamięć Flash o pojemności 2MB oraz 8MB pamięci RAM. Procesor nie należy teraz może do najnowszych osiągnięć w tej dziedzinie, ale sprawuje się nieźle, szczególnie do tych zastosowań, do których został zaprojektowany ;-). Oprócz tego system operacyjny PalmOS w wersji 3.5.2. Port na podczerwień (spełniający specyfikację IrDA 1.2), ekran dotykowy, znajdujący się nad wyświetlaczem monochromatycznym LCD, o rozdzielczości 160x160 punktów, umożliwiający wyświetlenie 4 bitów odcieni szarości (czyli 16 tych odcieni :-). Wbudowany jest też akumulator, którego pojemności niestety nie znam, ale według producenta Clie wytrzymuje do 15 dni normalnej pracy bez ładowania. Nie sprawdzałem tego jeszcze aż tak długo, ale faktem jest, że po tygodniu czasu, wskaźnik bateryjki spadł ledwo do połowy.
W praniu
Clie sprawuje się bardzo dobrze. Nie mogę narzekać na ten zakup. Ponieważ nie używam zbyt wielu programów, szczególnie tych pamięciożernych, więc MS praktycznie nie używam. Istnieją co prawda programy, które MS wykorzystują jako np. backup, ale ja jeszcze do nich nie dojrzałem ;-). Póki co backupuje mi się wszystko na komputer przy każdej synchronizacji i to mi wystarcza. Jednakże dla niektórych maniaków może to być ciekawe rozwiązanie. MS działa właściwie bez zarzutu, chociaż istnieją pewne rzeczy o których przed zakupem powinno się wiedzieć, ale dotyczą one bardziej oprogramowania, więc o nich za chwilę. Mechanicznie właściwie nic szczególnego, może poza tym, że właściwie to nie wiadomo jak tego MS wkładać. W aparatach fotograficznych jest to jakoś lepiej rozwiązane, jest jakieś oznaczenie. Oczywiście, popsuć nic nie można, bo MS źle nie wsunie się do końca (no chyba, że trafi się jakiś osiłek), ale mimo to wolałbym, żeby pojawił się jakiś bardziej intuicyjny sposób wkładania tegoż, ewentualnie oznaczenie (coś w stylu kropka na obudowie i kropka na MS - a potem kropka do kropki ;-). Może się czepiam, ale w końcu to recenzja, więc coż... Co do JogDial, to sytuacja ma się nieco podobnie. Być może znajdą się tacy co będą go intensywnie używać, ale moja praktyka pokazuje, że nie używam go prawie wcale. Może gdybym czytał e-booki, byłoby to bardziej przydatne. Troszeczkę taki wodotrysk, ale jak już jest, to zawsze jakiś argument za. Klawisz Power działa dość pewnie, znajduje się na nim wypustka tak, że nawet po ciemku można łatwo go znaleźć. Tym samym klawiszem, przytrzymując go jakieś 2 sekundy, włącza się i wyłącza podświetlanie ekranu. Podświetlaczowi też nic nie można zarzucić - ot działa jak należy. Swoją drogą spotkałem na sieci programiki, które zapobiegają automatycznemu wyłączaniu sie organizera i umożliwiaja stosowanie go jako latarki. Ale to już chyba drobne wariactwo, nieprawdaż? W sumie w codziennym użytkowaniu wszystko działa jak należy. Wszystkie guziczki są na swoim miejscu, działają pewnie i łatwo je znaleźć nawet po ciemku. Pisanie piórkiem też nie sprawia trudności, a ciekawie umieszczony schowek na to piórko, jest prawie całkowicie ukryty w obudowie. Jak oni tam znaleźli miejsce na nie, tego nie wiem ;-). Wyciąganie stylusa, mimo tego ukrycia, nie sprawia trudności, a to dzięki kilku ząbkom, za które można palcem bądź paznokciem łatwo go wyciągnąć. W sumie ergonomia użytkowania dość wysoka. Oczywiście, spora zasługa w tym PalmOS-a, ale to już inna historia. Na koniec jeszcze mała łyżka dziegciu. Posiadaczy aparatów cyfrowych Sony muszę rozczarować. Nici z jakichkolwiek manipulacji ze zdjęciami. Pomijam tu już to, że PalmOS bo sobie nie radził z jpg-ami, ale najnormalniej w świecie ich pod Clie nie widać! Po małym dochodzeniu, okazało się, że Clie widzi tylko to, co znajduje się w katalogu "palm" na MS. Aparty zapisują tymczasem w katalogach "dcsim" i "msim". No i lipa. Pozostaje nam zawsze współdzielenie przestrzeni "memorystickowej", między Clie i aparat.
Oprogramowanie
Co na CD
Na CD-ROM dołączonym do Clie znajdziemy kilka przydatnych rzeczy. Oczywiście drajvery do komunikowania się Sony z komputerem. Zamieszczone są tylko wersje dla Windows, ale producent zapewnia, że odpowiednie programy dla Maca można ściągnąć z Internetu. Prócz drajwerów instaluje się też TrueSync, oprogramowanie do synchronizacji naszego PC-ta i jego aplikacji (Outlook) z aplikacjami pod PalmOS. Oprócz tego dostajemy w zestawie również PictureGear w wersji Lite (program będący w sumie przeglądarką plików graficznych i animacji, posiadający opcję konwersji ich na format zjadliwy dla PalmOS), oraz AvantGo, czyli cały pakiet oprogramowania do synchronizowania i przeglądania Internetu (stron internetowych) na naszym Clie. Jako wisienka na torcie dostajemy Acrobat Readera i QuickTime, oraz obszerniejszą wersję instrukcji obsługi w formacie PDF. Ta instrukcja ma około 200 stron, w przeciwieństwie do skróconej, 50 stronicowej wersji papierowej, jaką dostajemy w pudełku.
Programy pod Windows
TrueSync, jak już wspomniałem, służy do synchronizacji danych i do ustawiania parametrów tej synchronizacji. Oprócz niego niezbędne są HotSync i Sony USB Switcher. Wszystkie trzy instalują sie w trayu systemowym i wyczekują naciśniecia guziczka na cradlu. Można też kliknąć na ikonce HotSync, żeby otrzymać menu, z którego wywołamy synchronizację, lub znów konfigurację. W sumie nic szczególnego, oba te programy, wraz z Palm Desktop, są jednakowe dla wszystkich komputerków z PalmOS-em. Po wstępnym skonfigurowaniu podczas instalacji, później właściwie nie trzeba ich ruszać.
PictureGear - ACDSee to to nie jest, ale do przeglądania obrazków i animacji się nadaje. Dodatkowo oferuje opcję konwersji na formaty odczytywane przez PalmOS (czyli pliki .pdb).
AvantGo - a właściwie podprogramik MobileLink, do ustawiania połączeń internetowych. Teoretycznie powinien on pozwalać na oglądanie stron internetowych, ale ... No właśnie, jest kilka "ale". Żeby cokolwiek zobaczyć, najpierw należy skonfigurować Mobile Link, potem należy się połączyć z internetem. Wtedy dopiero łączymy się naszym organizerem poprzez Mobile Link. Trochę to wszystko zbyt skomplikowane, a ja chciałbym móc po prostu skopiować sobie z komputera wybrane strony i oglądać je off-line. Owszem, raz już oglądane strony dostępne są w cache'u, ale to nie to samo. Gdzieś na forum czytałem, że w tym względzie lepsze jest iSilo, ale nie miałem okazji tego sprawdzić.
Pod PalmOS
Jeśli zainstalujemy na pececie AvantGo, to zostanie on również wraz z MobileLink ustawiony do zainstalowania na Clie. Prócz tego, po wyciągnięciu z pudełeczka preinstalowane mamy jeszcze:
MS Autorun - do odpalania aplikacji bezpośrednio z MS. Dla tych, którzy już sie napalili, że to łatwy sposób na zwiększenie pamięci operacyjnej, od razu trzeba powiedzieć - nie ma tak dobrze. W tym wypadku MS zachowuje sie jak pamięć masowa. Oznaczony program będzie miał swoją ikonkę w launcherze, ale w momencie "pacnięcia" jej stylusem, program ładowany jest do RAMu i tam jest uruchamiany. Po zakończeniu pracy jest stamtąd usuwany. Tak więc jeśli MS nie będziemy traktować jak rozszerzenia pamięci, tylko jako przydatny magazyn, to wszystko będzie ok.
MS Gate - to kolejny programik związany z MS, tym razem do wymiany danych między RAM a MS. Można nim kopiować, przenosić i kasować pliki. Taka BAARDZO uproszczona wersja Norton Commandera.
PictureGear Pocket - to z kolei jest "pocketowa" wersja PictureGear. Pozwala nam oglądać obrazki spreparowane swoją pecetową wersją. Mamy możliwość wyświetlania indeksu obrazków jako listy lub w postaci miniaturek, każdy obrazek można oczywiście obejrzeć w oryginalnej wielkości, oraz urządzić mały slajd-show. Dodatkowo można też przeglądać obrazki z MS. I to tyle, żadnych wodotrysków. Pod wieloma względami FireViewer jest lepszy, ale Picture Gear jest za to o wiele mniejszy. Żeby było ciekawiej, każdy z tych programów ma swój format zapisu :-)
GMedia - tu właściwie nie ma o czym pisać. Programik pozwala oglądać animacje skonwertowane z użyciem Picture Gear Lite. Żadnych wodotrysków, po prostu play i stop.
Kompatybilność
Zapewne wielu interesuje jaki jest stopień kompatybilności z oryginalnymi Palmami. Z moich obserwacji wynika, że wszystko powinno działać. Trafiłem na kilka gier, które miały problemy z wyświetlaniem grafiki (a jedna nawet całkiem zgłupiała, bo wyglądało, że wszystko chodzi, muzyczka grała, na dotknięcie piórkiem też reagowało, tylko ... ekran był cały czas czarny :-). Programy użytkowe, WordSmith, TinySheet i inne raczej działały. Gorzej było z różnymi "domorosłymi" produkcjami, często napisanymi z użyciem application makerów. Tutaj na dwoje babka wróżyła. Najlepiej przed instalacją zrobić backup. Jak program się wiesza, przeważnie pomaga soft reset, po czym program należy usunąć. Jedynym "twardzielem" jak dotąd był InterPilot. Pomógł tylko twardy reset z wykasowaniem całego RAMu. Dla odmiany PiLoc działa bez zarzutu. Dobrze jest sobie ściągnąć emulator na peceta i tam trenować nowe programiki, chociaż nie można też na nim polegać w 100% - czasem jak coś się wiesza na emulatorze, w rzeczywistości będzie działać.
Podsumowanie
Na koniec trzeba dodać, że Clie to produkt udany. Jest to ciekawa alternatywa dla Palmów. Nowy Clie S300/E kosztuje w Niemczech 499 DM, za Palma Vx (bez JogDial, bez Memory Stick i z serialowym cradlem) zapłacić musimy od 160 do 200 marek więcej. Oczywiście, jeśli komuś zależeć będzie na licznych akcesoriach, powinien wybrać Palma lub Handspringa. W tej dziedzinie Sony pozostało w tyle. Na dodatek Sony w ogóle nie rozpieszcza rynku europejskiego. Już od jakiegoś czasu dostępne są w Japoni i Ameryce Clie 320, 610 i 710, a w Europie ani widu ani słychu. Podobnie ma się sprawa z cenami - na Starym Kontynencie zawsze są najwyższe.
Na stronie Sony z akcesoriów znalazły się tylko - MS-y w różnych wielkościach od 8MB do 128MB, stylusy i TravelKit (zasilacz i kabelek USB). Prócz tego zapowiadane są kamera CCD, player MP3 i GPS, wszystko na MS, ale czy będą działać z S300, tego nie wiadomo.
Nie wróżę temu modelowi Clie wielkiej przyszłości, ale jest to jakaś alternatywa i rozwiązanie gdzieś pomiedzy ceną, a możliwościami.
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.