Obudowa
Sony Clie T665C sprawia bardzo miłe pierwsze wrażenie - aluminiowa obudowa wygląda solidnie. Jest tych samych wymiarów co znane wcześniej T615C: nieco węższe niż Palm Vx, i odrobinę wyższe (patrz tabelka). Niestety 30 g napakowanych w środku gadżetów jest odczuwalne - T665C jest po prostu cięższe.
Od góry: Palm Vx, Sony PEG-T665C, Sony PEG-SJ20
Na plus "noszalności" w kieszeni koszuli (dżinsowej oczywiście) można zaliczyć niewiele większe wymiary Sony, ale dodatkowe 30 g powoduje, że w przeciwnej kieszeni trzeba nosić jakąś przeciwwagę. :) Większa wysokość Clie wymaga także nieco głębszych kieszeni spodni.
T665C dość dobrze leży w dłoni. Jednak dodanie nad pokrętłem jog-dial gniazda słuchawkowego spowodowało, że samo pokrętło umieszczone jest nieco niżej niż w T615C. Powoduje to, że chcąc operować sprawnie pokrętłem trzeba T665C trzymać nieco wyżej niż wersję bez odtwarzacza mp3. Z tego samego powodu nieco trudniej operuje się umieszczonym poniżej pokrętła przyciskiem powrotu. Wymaga to nieco przyzwyczajenia - na początku ponad godzinna praca z pokrętłem skutkuje zmęczeniem kciuka (palm w lewej dłoni); dłuższa praca na jog-dial palcem wskazującym (palm w prawej dłoni) jest nieco mniej męcząca.
Samo wykończenie aluminiowej obudowy, chociaż bardzo eleganckie, wymaga więcej zaangażowania i uwagi podczas trzymania palma - urządzenie ma zaokrąglone krawędzie, jest raczej wąskie, cienkie i dość łatwo przesuwa się w dłoni; więc trzeba je nieco mocniej trzymać. Należałoby się zastanowić, czy nie skorzystać z umieszczonego nad gniazdem słuchawek ucha, przez które można przewlec paseczek, czy cokolwiek innego, co zabezpieczy drogiego palma przed wypadnięciem z ręki.
Z tyłu w górnej części obudowy przymocowana jest klapka chroniąca ekran. Klapka wygląda, jakby była skórzana, ale nie jest; sprawia jednak bardzo dobre wrażenie. Stosunkowo dobrze spełnia swoje zadanie, chociaż jej wielkość powoduje, że nieco się przesuwa na boki i w górę. Poza tym uważam, że takie jej mocowanie (powodujące z tyłu miejscowe wybrzuszenie na prawie 2 mm) jest raczej niezbyt udanym rozwiązaniem - zaburza delikatną linię Clie i nie jest zbyt wygodne.
Umieszczony z prawej strony z tyłu rysik jest łatwy do wyjęcia, choć z lekkim oporem. T665C posiada (podobnie jak SJ20) blokadę rysika, ale jest ona raczej słaba i istnieje obawa, że zgubienie owego może być wykonalne. Rysik (identyczny jak w T615C) jest zdecydowanie cieńszy niż ten z Vx, ale praca przez około dwie godziny nie wskazywała, aby było to wadą. Zainstalowany Memory Stick prawie wcale nie wystaje, ale ciągle możliwe jest wciśnięcie go - potem lekko wysuwa się i można go wyjąć.
Przyciski
Przyciski.... są. Przyciski aplikacji są bardzo niskie, choć raczej szerokie. Mimo tego, że są tuż obok siebie półgodzinna gra w ZAP'a była raczej bezproblemowa - mała szpara między nimi jest wyczuwalna i można łatwo wybrać potrzebny przycisk.
Niestety przycisk "góra/dół" jest raczej nieużywalny - tak jak w T615C jest dziwnym wystającym "cyckiem", którego właściciele Clie będą używali raczej niechętnie i wyłącznie w sytuacjach awaryjnych. Po kilku przyciśnięciach wystające "coś" wpija się w palec i zniechęca do dalszego obcowania. Za "cycek" Sony dostaje pałę. Nie wiem jak to przeszło testy ergonomii.
Pokrętło jog-dial jest łatwo dostępne zarówno dla kciuka (gdy trzymamy Sony w lewej dłoni), jak i dla palca wskazującego (gdy trzymamy w prawej ręce), jednak nie tak łatwo jak w SJ20 - T665 ma pokrętło nieco schowane, a za nim jest lekko wystający, ostry kawałek obudowy, który powoduje, że używanie jog-dial nie jest tak przyjemne, jak mogłoby być. Przycisk powrotu jest łatwy do wciśnięcia, ale jego wypukły kształt sprawia, że wpija się delikatnie (ale nie boleśnie) w palec i do jego wciśnięcia trzeba użyć nieco więcej siły niż w SJ (gdzie przycisk jest kwadratowy i płaski).
Główny włącznik umieszczony jest tak jak w T615C - w prawym dolnym rogu przodu obudowy. Jest duży i nie wystaje ponad obudowę - zapobiega to przypadkowemu włączeniu, jednoczenie pozwalając na wygodne włączanie i wyłączanie palma.
T665C posiada także niespotykany wcześniej, umieszczony pod przyciskiem powrotu, przesuwany wyłącznik "hold", który wyłącza wyświetlacz podczas słuchania mp3.
Wyświetlacz
W skrócie: mistrzostwo świata. T665C ma kolorowy wyświetlacz wysokiej rozdzielczości, a wyświetlane na nim kolory są żywe i wyraźne (zdjęcia niezbyt wiernie to oddają...); kulejące w T615C wyświetlanie koloru czerwonego zostało poprawione.
Ekran jest spory i wyraźny. Nawet mimo tego, że standardowe fonty Clie są cienkie, a tło wyświetlacza jest lekko perłowe i może budzić podejrzenia o przyspieszone zmęczenie wzroku, ponad godzinne czytanie nie spowodowało odczuwalnego zmęczenia oczu, a trzygodzinna zabawa też nie męczy. Piksele są małe, a przerwy między nimi jeszcze mniejsze - można się ich dopatrzyć, ale trzeba się naprawdę dokładnie przyjrzeć (na zdjęciu wyglądają groźniej niż w rzeczywistości).
Ekran ma białe podświetlenie, które znakomicie przyczynia się do czytelności - zarówno przy dobrym świetle, jak i przy kiepskim, podświetlony ekran jest bardzo dobrze czytelny. Regulacja jasności podświetlenia pozwala dostosować jego jasność do oświetlenia otoczenia. W ciemnościach można swobodnie zmniejszyć jasność do minimum, a przy bardzo dobrym świetle (z podkreśleniem na bardzo) nawet wyłączyć całkiem (oczywiście solidnie bledną wtedy kolory). Osobiście uważam, że do normalnej pracy minimalna dostępna jasność jest w pełni wystarczająca, a rozjaśnić trzeba tylko, gdy chce się uzyskać pełnię kolorów. Kontrast wyświetlacza jest bardzo dobry, a aktywna matryca praktycznie pozbawiona jest bezwładności.
Jeśli brać pod uwagę dłuższe (ponad dwie godziny) czytanie tekstów, ekran Palma Vx (albo nowszego m500) wydaje się być nieco bardziej przyjazny, ale jest to raczej pozorne - Clie spełnia swoje zadanie prawie tak samo dobrze, dodatkowo zapewniając moc kolorowych wrażeń. Uniezależnia także od warunków oświetleniowych - czytanie na Vx'ie wymaga przecież albo ciemności (aby działało zielone podświetlenie), albo raczej dobrego oświetlenia.
Bateria
Ba... co?!? Przy pierwszym naładowaniu wbudowana litowo-polimerowa bateria wystarczyła na około dwie i pół godziny zabawy (trochę grania w ZAP'a z dźwiękiem, trochę instalowania przez IrDA, trochę czytania) z podświetleniem na maksimum mocy. Co tu dywagować - kiepski wynik. T665C kwalifikuje się raczej do codziennego ładowania (ja sam kupiłem kabel USB z ładowaniem, który w pracy zastąpi kołyskę). Za to pełne ładowanie Clie trwa półtorej godziny; nic dziwnego - zasilacz wypuszcza z siebie według specyfikacji na naklejce 2 ampery (można spróbować podłączyć spawarkę. :) Ciekawe jak odbije się to na trwałości akumulatora. Ładowanie od całkowicie wydrenowanego akumulatora do wyłączenia diody sygnalizującej ładowanie trwa nieco poniżej dwóch i pół godziny.
Następny test, po pełnym naładowaniu, wykonałem w następujących warunkach: podświetlenie na minimum, słuchanie mp3 przez słuchawki (głośność na około 40%), słuchanie mp3 przez głośnik (głośność na max), ciągła zabawa, 25 minutowy filmik na Kinomie, dużo grania, kilka hotsynców przez RS'a, odbiór prze IrDA około 1,5 MB. Miłym zaskoczeniem była nieprzerwana praca przez trzy godziny i piętnascie minut (do pierwszego ostrzeżenia)! Sporo więcej, jednak ciągle bez rewelacji. Trzeba będzie pozbyć się nawyku ładowania co drugą niedzielę (właśnie tak często ładowałem mojego Vx'a, który przez dwa tygodnie pracował około 9-10 godzin).
W świetle powyższego można oczekiwać (mam Clie za krótko, żeby to stwierdzić na pewno), że spokojna praca z podświetleniem ustawionym na minimum i bez użycia multimediów mogłaby trwać około 4 godzin, co powinno wystarczyć na 5-7 dni po 20 minut dziennie. Tyle samo powinno trwać samo słuchanie mp3 z wyłączonym wyświetlaczem (przesuwak "hold" w ten właśnie sposób pozwala oszczędzać prąd).
Wnętrzności i inne
665 ma w środku sporo kości i to nieco innych niż T615C - standardowy procesor 33 MHz zastąpiony został przez 66 megahercową jednostkę identyczną z tą w NR70, przez co T665C działa widocznie szybciej niż np. SJ20. Zainstalowany w pamięci flash system to Palm OS 4.1, uzupełniony oczywiście o wszystko co potrzebne (obsługa jog-dial, ekranu HiRes etc.). System (razem z dodatkami typu Demo, PG Pocket) zapełnia szczelnie cały flash - wolnego miejsca jest 64KB.
16 MB RAM'u pozwala na załadowanie sporej ilości programów i danych, a złącze Memory Stick pozwala łatwo rozszerzyć możliwości składowania danych wszelkiego rodzaju (dostarczone oprogramowanie pozwala traktować włożonego w Clie sticka jako przenośny dysk, a transfer przez USB jest bardzo przyzwoity). Na MS także upychamy mp3. Samo ładowanie na MS przy pomocy dołączonych przez Sony aplikacji jest szybkie i wygodne - znacznie szybsze, niż synchronizowanie tego samego.
Port podczerwieni umieszczony obok szpary rozszerzenia pamięci działa prawidłowo, aczkolwiek Clie zdaje się reagować na wysyłane z Vx'a programy znacznie dłużej niż Vx. Sony chwali się za to, że IrDA tego Clie (podobnie jak T615C) jest usprawniona, co zwiększa jej zasięg i pozwala używać Clie jako pilota (dołączone jest zresztą specjalne oprogramowanie).
Głośniczek nie jest zwykłym palmowym kakofonicznym brzęczykiem - polifoniczny przetwornik, choć tylko jeden, stosunkowo dobrze radzi sobie z odgrywaniem dźwięku uprzyjemniając granie; umożliwia też słuchanie muzyki, chociaż oczywiście znacznie milej jest słuchać przez słuchawki. Głośniczek ma dość pary, aby skutecznie przypominać o alarmach; te dodatkowo mogą być wspomagane przez wbudowaną wibrę (niezbyt mocną, ale zawsze).
Samo przetwarzanie mp3 obsługiwane jest przez dedykowany procesor, co pozwala na jednoczesną pracę na palmie bez spadku wydajności systemu (oczywiście ze spadkiem czasu pracy). Małym mankamentem jest przerywanie dźwięku przez komunikaty systemowe; także niektóre gry nie pozwalają na jednoczesne słuchanie muzyki - ich dźwięki maskują mp3.
Reszta
W pudełku jest (oprócz jednej sztuki Clie): ładowarka, kołyska USB, wtyczka Clie-hotsync/ładowarka (pozwala podłączyć ładowarkę bez kołyski, lub opcjonalny kabel hotsync), płyta z programami i słuchawki. Niestety tym razem Sony poskąpiło na zdalnym sterowaniu odtwarzaniem muzyki - nie ma zgrabnego pilota, jak w NR70; wystarczyć musi regulacja głośności na kablu słuchawek (nie ma także możliwości podłączenia pilota, gdyż T665C ma tylko wyjście słuchawkowe bez gniazda zdalnego sterowania, jak w NR70).
Przy odrobinie szczęcia można T665C kupić w USA za $329, a normalna cena sklepowa po niedawnej obniżce (z okazji wprowadzenia serii NX) to $349. Nie jest to mało, ale w porównaniu z fantastycznym skądinąd SJ30 za $299 wydaje się być niezłym rozwiązaniem - za $50 dostajemy odtwarzacz mp3, szybszy procesor i bardziej elegancką obudowę. Z drugiej strony za $249 (albo nawet $199) można mieć (co prawda już nie produkowane) T615C... Wybór nie jest łatwy.
Niestety podobnie jak dla SJ20 Sony nie oferuje dodatkowo żadnego ciekawego pokrowca, a niezależni producenci nie zdążyli jeszcze przedstawić szerokiej oferty, chociaż niektóre z już dostępnych (np. www.vajacases.com) wyglądają ciekawie. Ciągle czekam aż pojawi się mocowany do paska pokrowiec, w który Clie można najzwyczajniej w świecie wsunąć - robi takie Palm i FraklinCovey, ale Clie jest węższe i wyższe - nie za bardzo zatem pasują...
Podsumowanie
Clie PEG-T665C jest wyraźnie sprzętem z górnej półki - zawartość eleganckiej obudowy wygląda jak przetransplantowana z droższego modelu NR: zapewnia komfortową pracę, pełną funkcjonalność jaką powinien mieć każdy palm, jego "używalność" jest bardzo dobra, a możliwości multimedialne (można na Clie oglądać filmy!) wprawią w zachwyt niejednego fana elektronicznych cacek. Niestety cała "kolorowość" odbywa się kosztem czasu pracy, który dla intensywnie używających może się okazać najzwyczajniej za krótki. Moim zdaniem jest to sprzęt przede wszystkim dla gadżeciaży - nie ma niczego, bez czego nie można żyć, ale miło jest mieć to wszystko ;-).