Wszystkie pozostałe parametry się nie zmieniły, mamy więc ten sam procesor, praktycznie ten sam główny aparat (dodatkowy ma teleobiektyw, pozwalający uzyskać efekt dwukrotnego zoomu optycznego jak w iPhonie 7 Plus), niemal ten sam ekran (przekątna jest tylko o 0,1 cal większa niż w S8+) z odrobinę mniej zaokrąglonymi rogami oraz tę samą pamięć wbudowaną (64 GB w bazowym modelu).
Wszystko to pod kontrolą Androida 7.1 (żaden z poprzednich smartfonów Samsunga go jeszcze nie dostał) z drobnymi dodatkami, np. możliwością tworzenia skrótów uruchamiających od razu dwie wybrane aplikacje w trybie dzielonego ekranu.
Inżynierom z Samsunga niestety nie udało się przenieść skanera odcisków palców w lepsze miejsce i nadal jest wysoko, tuż obok obiektywów aparatów. Nie zabrakło też oczywiście Bixby ze sprzętowym przyciskiem, którego wciąż nie da się oficjalnie przeprogramować ani wyłączyć (choć przynajmniej da się już używać głosowej części poza Koreą i Stanami Zjednoczonymi, więc przycisk jest nieco bardziej przydatny niż był świeżo po premierze Galaxy S8).
Note 8 ma trafić do sprzedaży w połowie września, ale można już składać zamówienia wstępne. Ceny nad Wisłą zaczynają się od 4300 zł. Niestety, potwierdziły się plotki, że zamawiający preordery w Europie dostaną tylko dock Samsung DeX, podczas gdy mieszkańcy USA otrzymają do wyboru kamerkę Gear 360 lub kartę microSD o pojemności 128 GB i ładowarkę bezprzewodową.
Jak podsumowuje redaktor Android Police w swoich pierwszych wrażeniach, kiedyś rodzina Note była symbolem najlepszych i najnowszych rozwiązań, nowszych niż w smartfonach z linii S. To Note'y jako jedne z pierwszych miały zagięty ekran, najnowsze procesory, największe baterie, etc. Teraz natomiast wyróżniają je drobnostki - prócz klasycznego rysika, skaner siatkówki (w Note 7) czy drugi aparat z teleobiektywem (Note 8). Poza gronem wiernych fanów Note'ów i rysika, może to być za mało, by uzasadnić o kilkaset złotych wyższy wydatek w porównaniu do większego wariantu flagowca z linii Galaxy S.
Źródło: Android Police