Podobnie jak w wypadku niedawno recenzowanego przez nas Galaxy Taba S2, opakowanie skrywające Galaxy S6 Edge ma jasne kolory i dosyć prostą stylistykę. Wewnątrz znajdziemy telefon oraz ciasno upchniętą ładowarkę, kabel USB, słuchawki i skromny zestaw papierków.
Samo urządzenie prezentuje się całkiem ładnie i seria S6 ewidentnie wskazuje już na segment premium (obudowy poprzednich generacji niekoniecznie od razu sugerowały, że mamy do czynienia z high-endowymi urządzeniami). Oczywiście inną kwestią pozostaje to, jak trwałe jest szkło montowane z przodu i z tyłu smartfona i czy i tak nie skończy się na schowaniu go dla bezpieczeństwa w etui.
Samsung w telefonach z serii S6 (a więc także w S6 Edge) zdecydował się umieścić ekrany o rozdzielczości 1440p (1440x2560). O ile w wypadku przejścia z HD do Full HD dostrzegałem różnicę, tak tutaj już jej nie widzę podczas zwykłego użytkowania. Dopiero przy zabawach z rzeczywistością wirtualną przy pomocy Google Cardboard (i zapewne także Samsungowego rozwiązania) widać wyraźną poprawę jakości obrazu.
Wygięty ekran okazuje się niepraktyczny. Przede wszystkim dosyć niewygodnie trzyma się telefon z tak cienką ramką. Do tego często przypadkiem dotyka się brzegów ekranu po prostu trzymając urządzenie w dłoni. Na koniec dochodzi jeszcze kwestia refleksów światła na zagięciach, które na zewnątrz są bardzo uciążliwe. Także pod względem oprogramowania nie najlepiej radzi sobie z ekranem o niestandardowym kształcie, ale o tym w dalszej części recenzji.
Skoro omówienie wyglądu i budowy jest za nami, to czas na zajęcie się łącznością. Galaxy S6 Edge oferuje możliwość łączenia się z sieciami Wi-Fi w standardzie ac oraz zakresach 2,4 GHz oraz 5 GHz. Do tego dochodzi obsługa Bluetooth 4.1, GPS i GLONASS oraz oczywiście NFC (na zachodzie razem z usługą Samsung Pay).
Galaxy S6 Edge ma preinstalowany system Android w wersji 5.0.2 z odświeżoną nakładką TouchWiz, ale niemal od razu po wyjęciu z pudełka otrzymujemy aktualizację do kompilacji 5.1.1. Widać, że Samsung wziął sobie do serca narzekania użytkowników na zbyt duże skomplikowanie ustawień oraz zbyt dużą ilość aplikacji. Bardziej zaawansowane opcje pochowano głębiej, dzięki czemu po ustawieniach o wiele łatwiej się poruszać.
W launcherze z kolei mamy tylko dwie strony z podstawowymi aplikacjami oraz schowanymi w folderach pakietami oprogramowania od Google i Microsoftu. Nareszcie pojawiła się również obsługa motywów, dzięki czemu bez problemu można zmienić kolorystykę systemu na bardziej stonowaną, a ikony Samsunga zastąpić tymi z czystego Androida.
System jednak jest niestety kiepsko przystosowany do nietypowego ekranu zastosowanego w Galaxy S6 Edge. Jedyne dwie funkcje wykorzystujące zakrzywione brzegi to specjalnie menu dostępne w launcherze (w praktyce mogłoby bez problemu zostać zrealizowane również na płaskim ekranie) oraz tryb zegarka nocnego, w którym na jednym z brzegów wyświetlana jest godzina oraz można szybko rzucić okiem na powiadomienia. Poza tym nie ma nic więcej. Co gorsza, aplikacje na zakrzywionych brzegach wyświetlają się bez zmian, przez co zdarza się, że z boku znajdą się fragmenty tekstu, obrazów, przyciski, etc (w Note Edge wygięta część ekranu była dodatkową przestrzenią). Naprawdę słabo też ogląda się filmy.
Aparat natomiast to prawdziwa gwiazda - zdjęcia są robione błyskawicznie, choć nadal bywają problemy ze złapaniem ostrości na obiektach będących blisko obiektywu. S6 Edge całkiem nieźle radzi sobie również przy słabym oświetleniu. Oczywiście występuje szum, ale nie tak duży jak przy starszych modelach.
Aparat w S6 Edge pozwala również na nagrywanie filmów slow-motion (120 FPS) o rozdzielczości 720p (niestety wyglądają na niższą). Jest to także trochę mało intuicyjne, ponieważ w celu udostępnienia takiego pliku znajomym należy go najpierw od nowa zapisać wybierając jak duże ma być spowolnienie (aplikacja aparatu przy pierwszym użyciu o tym nie informuje, więc mniej doświadczeni użytkownicy mogą się dziwić czemu ciągle udostępniają film o normalnej prędkości).
Telefon Samsunga z wydajnością nie miał większych problemów, za co można podziękować ośmiordzeniowemu układowi Exynos 7420 (cztery rdzenie o taktowaniu 1,5 GHz, cztery o taktowaniu 2,1 GHz) oraz 3 GB RAMu. Trzeba jednak przyznać, że przy cięższym obciążeniu obudowa staje się na tyle ciepła, że trzymanie telefonu w ręce przestaje być komfortowe. Odpowiada za to pewnie szkło, które ciepło przewodzi nieco lepiej niż plastik.
Czas pracy Galaxy S6 Edge na jednym ładowaniu niestety nie powala. Oczywiście było to do przewidzenia po "ścięciu" baterii z 2800 mAh w Galaxy S5 do 2600 mAh w S6 Edge i jednocześnie zwiększeniu rozdzielczości ekranu z Full HD do 1440x2560 pikseli. Przy przeciętnym użytkowaniu (kilka rozmów, Twitter, RSSy, przeglądarka internetowa) można liczyć na nieco ponad 3 godziny włączonego ekranu przy wytrwaniu do wieczora. Dla mnie jest to wartość poniżej przeciętnej i zdecydowanie za niska jak na cenę urządzenia (obecnie około 2500 zł).
Podsumowując, moim zdaniem nie warto dopłacać 400 - 500 zł w stosunku do zwykłego Galaxy S6. Wygięty ekran ma więcej wad (odblaski, zawartość niektórych aplikacji umieszczona na bokach, wąska ramka utrudniająca trzymanie urządzenia, etc.) niż zalet (wygodniejsze gesty wysuwania palca z brzegu czy 2-3 dodatkowe opcje wykorzystujące wygięcie), a reszta specyfikacji jest praktycznie taka sama w obu urządzeniach (50 mAh różnicy w pojemności baterii na korzyść Edge niewiele zmienia). Wersja Edge to niestety tylko drogi gadżet do pochwalenia się znajomym wygiętym ekranem. Jeżeli ktoś mimo wszystko chciałby mieć gadżet z zagiętym ekranem to jego koszt na dzień dzisiejszy w sklepie Komputronik, wynosi 3199 zł.
Zalety:
- Jakość wykonania
- Stosunkowo mało bloatware
- Bardzo dobry aparat
- Dobra jakość zdjęć robionych przy słabym oświetleniu
Wady:
- Slaby czas pracy na jednym ładowaniu
- Wygięty ekran jest niepraktyczny i niewygodny
Za wypożyczenie sprzętu do testów dziękujemy firmie Komputronik