Urządzenie otrzymaliśmy w pudełku zastępczym, więc trudno się wypowiadać na temat jego wyglądu. Wewnątrz opakowania natomiast znajdziemy telefon, dwuczęściową ładowarkę (kabel USB plus wtyczka) i skróconą instrukcję razem z warunkami gwarancji. Słuchawki niestety coraz rzadziej są w ostatnio dołączane do smartfonów i Desire Eye nie jest tutaj wyjątkiem.
Obudowa wykonana jest z plastiku. Nie jest to jednak plastik niskiej jakości. Nie przypomina tego, z którym spotkać się można w tanich smartfonach. Jest też całkiem przyjemny w dotyku i nie ślizga się w dłoni. Do tego obudowa jest dobrze spasowana, nie trzeszczy i nigdzie nie jest poluzowana. Urządzenie wydaje się też dosyć lekkie. Jedyne do czego bym się przyczepił, to trochę krzywe szufladki od kart nanoSIM oraz microSD. Nie przeszkadzają w użytkowaniu, ale mnie, jako perfekcjoniście przeszkadza, że nie są idealnie równoległe do brzegów szczelin, w których są umieszczone.
Za to bardzo przypadł mi do gustu pomysł na ukrycie głośników stereo – umieszczono je w wąskich odstępach pomiędzy szkłem chroniącym wyświetlacz i górną oraz dolną częścią obudowy. Naprawdę chciałbym zobaczyć takie rozwiązanie w aluminiowym One. Brzegi obudowy wystają również lekko ponad ekran, dzięki czemu w razie upadku telefonu bokiem powinny zapewnić minimalnie lepszą ochronę przed zbiciem szybki niż w modelach, gdzie szkło jest na równi lub nawet ponad ramką.
Co z kolei znajduje się pod maską Desire Eye? Niemal to samo, co znajdziemy w One M8. Jest więc czterordzeniowy procesor Snapdragon 801 o taktowaniu 2,3 GHz, 2 GB RAMu, układ graficzny Adreno 330, ekran o przekątnej 5,2 cala i rozdzielczości Full HD (1080p) oraz baterię o pojemności 2400 mAh.. Telefon obsługuje łączność z sieciami Wi-Fi w standardach a/b/g/n (niestety brak ac), Bluetooth 4.0, NFC. Z internetem możemy także połączyć korzystając z sieci operatorów w standardach HSPA+ (do 42 Mb/s) czy LTE (w Warszawie udało mi się uzyskać prędkości pobierania na poziomie 1,2 – 1,6 MB/s oraz wysyłania 0,9 – 2,5 MB/s). Jakość rozmów nie pozostawiała powodów do narzekań, a GPS błyskawicznie określał moją pozycję.
Desire Eye działa pod kontrolą Androida 4.4.4 z nakładką Sense w wersji 6. Wygląda ona całkiem przyzwoicie (a na pewno o wiele lepiej od TouchWiza, nawet tego udostępnionego razem z aktualizacjami do Lollipopa) i w wielu miejscach przypomina styl Material Design wprowadzony przez Google razem z Androidem 5.0. Oczywiście obecny jest też denerwujący niektórych BlinkFeed, ale jeśli komuś nie odpowiada, to bez problemu można go wyłączyć.
Niestety, launcher HTC ewidentnie nie był tworzony z myślą o tak dużych ekranach i inżynierowie nie wysilili się, by go przystosować (rozmiar siatki da się powiększyć jedynie na liście wszystkich zainstalowanych aplikacji). Mimo sporego ekranu o przekątnej 5,2 cala oraz rozdzielczości Full HD nadal mamy do czynienia z siatką ikon o rozmiarach 4 na 4, co skutkuje ogromną ilością pustych przestrzeni pomiędzy ikonami oraz dziwnie wyglądającymi rozciągniętymi widżetami. Oczywiście można zmienić launchera na inny, ale wówczas tracimy dostęp do widżetów HTC, więc producent mógłby w końcu dostosować swój produkt do dużych ekranów. Irytuje również „spamowanie” paska statusu niepotrzebnymi ikonkami, np. od aktywnego NFC czy Boom Sound ilekroć odtwarzamy muzykę (tego drugiego nie da się wyłączyć dla wbudowanego głośnika).
Przy takich rozmiarach ekranu bardzo miłym dodatkiem są gesty, które można wykonywać przy wyłączonym wyświetlaczu. Chodzi tu przede wszystkim o wybudzanie urządzenia dwukrotnym tapnięciem, ale nie tylko – dostępne jest także szybkie odblokowanie czy otwarcie BlinkFeeda. Niestety, nie można przypisywać do nich własnych akcji. Osobiście wolałbym mieć możliwość szybkiego uruchomienia ulubionego komunikatora czy przeglądarki internetowej za pomocą gestu. HTC dodało nawet specjalne algorytmy wykrywające aktualne położenie smartfona, dzięki którym nie trzeba się martwić o samoczynne włączanie się Desire’a w kieszeni. Niestety, wyłączają one również gesty, gdy urządzenie leży na płaskiej powierzchni (np. biurku), co mnie osobiście irytuje ze względu na słabo wyczuwalny przycisk zasilania (o czym pisałem wcześniej).
Dosyć irytujące jest traktowanie przez system ładowarek innych firm – pokazywany jest komunikat, że nie zapewniają one maksymalnej wydajności ładowania. To jednak nie problem, bo można zaznaczyć opcję, by nie był ponownie wyświetlany. To co irytuje, to wiecznie widoczne powiadomienie z ikonką wykrzyknika informujące o tym samym, ale już bez możliwości jego ukrycia.
Przejdźmy do testu jednego z głównych elementów Desire Eye, czyli aparatu. Generalnie zdjęcia robione Desire Eye są niezłe. Nasycenie kolorów nie jest zbyt duże czy zbyt małe. Na fotografiach robionych przy sztucznym oświetleniu obiekty są wyraźne i nie ma problemu z przesyceniem pomarańczowego czy żółtego, co w smartfonach często bywa normą w takich warunkach. Nawet przy bardzo małej ilości światła aparat w urządzeniu HTC jest w stanie zarejestrować całkiem sporo detali (a na pewno więcej niż przeciętny aparat w smartfonie), choć nie dorównuje on liderom w tej dziedzinie. Aplikacja dostarczana przez tajwańskiego producenta oferuje całkiem sporo różnych trybów oraz ustawień (HDR, robienie zdjęcia jednocześnie przednią i tylną kamerką, etc.).
Jest to jeden z nielicznych aparatów wbudowanych w smartfona, w którym nie spotkałem się praktycznie z problemem szumu. W większości tych, z których miałem okazję korzystać, szum pojawiał się praktycznie od razu po zniknięciu naturalnego światła słonecznego. Natomiast w Desire Eye bez obaw mogłem robić zdjęcia wieczorem wiedząc, że obraz nie będzie kompletnie zaszumiony. Za to HTC zdecydowanie należą się pochwały. Miłym dodatkiem jest również dedykowany przycisk aparatu, który dziś niestety bardzo rzadko można spotkać w smartfonach. Jest on dwustopniowy, ale moim zdaniem posiada jedną wadę – trzeba go dosyć mocno nacisnąć by „wskoczył” na drugi stopnień, co jest szczególnie trudne gdy trzymamy urządzenie jedną ręką.
Problemem fotografii rejestrowanych przez Desire Eye jest natomiast szczegółowość rejestrowanego obrazu. Często zdarzało mi się, że na ekranie telefonu zdjęcie wyglądało całkiem przyzwoicie, a po skopiowaniu na komputer widać już było rozmycia (ale wynikające bardziej z błędnego dostrojenia autofocusa, niż nadgorliwości algorytmów mających usuwać szum). Pomaga w tym zapewne ekran o sporej gęstości pikseli, przez co mniej oczywiste wady obrazu pozostają niewidoczne do momentu wyświetlenia fotografii na zwykłym monitorze. Do tego dochodzi problem z jasnością – zwłaszcza podczas robienia zdjęć przy sztucznym oświetleniu (np. w domu wieczorem) jasne kolory wydają się być czasem prześwietlone (widać to poniżej na zdjęciu kota w pościeli). Im większą część kadru zajmie taki jasny obiekt, tym większe mamy szanse na wystąpienie tego efektu.
Z nagrywaniem filmów jest już nieco gorzej - rejestrowane jest nawet najdrobniejsze poruszenie urządzeniem, przez co kadr cały czas rusza zupełnie jakby film był odtworzony w przyśpieszeniu. Do tego aplikacja dosyć wolno reaguje na zmianę warunków oświetlenia. Maksymalna rozdzielczość nagrywania (1080p) również nie powala na kolana, ponieważ coraz powszechniejsze jest nagrywanie w 4K. HTC również nagrywanie w trybie slow motion, choć moim zdaniem spowolnienie jest trochę zbyt małe by można było nagrać coś fajnego, Na dodatek nagrania mają teoretycznie rozdzielczość 720p, ale w praktyce widać, że jest ona mniejsza (pikselizacja jest wszechobecna). Dwa przykładowe nagrania możecie zobaczyć poniżej (pierwsze w trybie zwykłym, drugie w slow motion).
Telefon nie miał najmniejszych problemów z wydajnością. Ale to nic dziwnego, w końcu zastosowane w nim podzespoły są niemal identyczne jak w One M8, który nadal dobrze sobie radzi. Zarówno gry causalowe jak SmashHit czy Fruit Ninja, jak i bardziej wymagające typu GTA Vice City, działały płynnie i bez zbędnego oczekiwania na wczytanie się danych. System w codziennym użytkowaniu również nie sprawiał problemu. Wyniki benchmarków takich jak 3DMark czy Geekbench stoją na przyzwoitym poziomie (są dosyć zbliżone do wyników M8, co nie dziwi biorąc pod uwagę zbieżność podzespołów) i dopiero wydana niedawno specjalna edycja tego pierwszego o nazwie Sling Shot okazuje się zbyt wymagająca i kończy się pokazem slajdów (ale ta tworzona była z myślą o nowych układach w stylu Tegry X1).
Czas przejść do oceny czasu pracy na baterii. Tu niestety tajwański producent się nie postarał. Przeciętnie udawało mi się uzyskać około 3,5 godziny włączonego ekranu (w tym czasie głównie przeglądałem Twittera, Facebooka, Instagram, Tapatalka, RSSy, korzystałem z komunikatorów i czasem pograłem w jakąś casualową gierkę). Nie jest to oszałamiający wynik, gdy spojrzymy na niektóre phablety pozwalające uzyskać nawet 7 godzin włączonego ekranu. Z drugiej strony, przy takim użytkowaniu raczej nie zdarzało mi się martwić o dotrwanie do końca dnia bez rozładowania (z czym od dłuższego czasu mam problem na swoim Galaxy Nexusie), a zdarzyło się, że telefon działał nawet dwa dni.
Gdybyśmy jednak spodziewali się intensywniejszego użycia, HTC oddało w ręce użytkowników konfigurowalny tryb oszczędzania energii (możemy wybrać, czy chcemy spowolnić procesor, wyłączyć wibrację, etc.). Jego zaletą względem trybu wbudowanego w Androida 5.0 jest to, że nie nie działa on na zasadzie wstrzymywania większości powiadomień (w dalszym ciągu mogłem odbierać wiadomości z Telegrama czy Facebook Messengera). Do tego jeszcze dochodzi ekstremalne oszczędzanie energii, które w mojej ocenie jest pozbawione sensu– tracimy dostęp do niemal wszystkich funkcji, a nawet panelu powiadomień (co mnie szczególnie irytowało).
Podsumowując, Desire Eye jest dobrym urządzeniem. Jak na smartfona dysponuje niezłym aparatem, choć nie bez wad. Także wydajność urządzenia nie zawodzi i powinno ono spokojnie radzić sobie z większością zadań jeszcze przez kilka lat. W pewnym stopniu zawodzi oprogramowanie (HTC niestety nadal w swojej nakładce nie wykorzystuje w żaden sposób większego ekranu), a przede wszystkim cena – praktyce w sklepach trudno znaleźć go poniżej 1900 zł i dopiero na Allegro można trafić na nieco bardziej adekwatne ceny (moim zdaniem Desire Eye powinien kosztować około 1600 – 1700 zł). To przede wszystkim konsekwencja przeciętnej baterii (za te pieniądze można kupić urządzenie wytrzymujące dłużej na jednym ładowaniu) oraz niepewności co do aktualizacji Androida do wersji 5.0.
Zalety:
Wydajność
Obsługa gestów wybudzania telefonu
Niezły aparat jak na smartfona
Dobre wykonanie
Wodoodporność
Wady:
Launcher z nakładki Sense nadal nieprzystosowany do dużych ekranów
Przeciętna bateria
Zbyt wysoka cena