Potwierdzili oni, że rzeczywiście trwają pracę nad aplikacją mobilną do obsługi paczek. Jeśli zapowiedzi okażą się prawdziwe, ma ona oferować funkcje zbliżone do programu InPostu czy od niedawna DPD, które automatycznie pokazują zaadresowane do nas paczki, wyświetlają kody odbioru czy pozwalają na zdalne otwieranie szafek w paczkomatach.
Kluczowa informacja jakiej zabrakło, to termin udostępnienia programu (nie podano nawet roku). Może to sugerować, że prace są dopiero na wczesnym etapie. A ponieważ na wysokich stanowiskach w państwowych firmach bardziej liczą się polityczne koneksje niż wiedza i kompetencje, mogą minąć lata zanim otrzymamy działający program.
Dlaczego? Chociażby dlatego, że wspomniana lista oferowanych funkcji mogła być pobożną listą życzeń szefostwa, które nie ma bladego pojęcia o możliwościach wewnętrznych systemów Poczty Polskiej. Gdyby trzeba było je zmieniać (obok tworzenia nowej aplikacji mobilnej), może się okazać, że koszty operacji przerastają ledwo zipiące finanse państwowego operatora pocztowego (za zeszły rok osiągnięto zysk tylko i wyłącznie dzięki dofinansowaniu przez rząd z naszych podatków) i trzeba je rozłożyć w czasie.
To może być problemem szczególnie, jeśli były tworzone przez zewnętrzną firmę, a Poczta Polska nie zastrzegła w zleceniu czy przetargu, że owa firma powinna dostarczyć kod źródłowy oraz jego dokumentację. Jest to ważne, żeby ewentualne zmiany mogły być wprowadzane później przez inne podmioty (swego czasu był to nagminny błąd w państwowych instytucjach, skazując je na jedną spółkę, która za zmiany mogła żądać wysokich kwot z racji braku konkurencji).
Źródło: Cashless