E-książki w szkole podstawowej
Nie zniechęciło to Walusisa, który postanowił spróbować ponownie, tym razem pod okiem doświadczonych pedagogów, aby sprawdzic przydatność e-książek w szkole. Chętni znaleźli się w Chicago. Szkoła otrzymała grant pozwalający zrealizować program Walusisa i nie żałuje, że właśnie tak wydała te pieniądze.
Zarówno dzieci (głównie dziesięciolatki), jak i nauczyciele bardzo sobie chwalą nowe medium. Jedni i drudzy pilnie i chętnie uczyli się obsługi urządzeń; nowoczesna technologia nie zastąpiła przy tym wcale osobistych kontaktów, wręcz przeciwnie - wspomogła tradycyjne metody pracy w grupie. Pedagodzy pracują nawet nad własnymi materiałami edukacyjnymi.
Wbrew obawom zastosowanie komputerków nie wpłynęło ujemnie na kreatywność uczniów. W tym wieku ich aktywność i tak nie przejawia się w pisaniu, a raczej w rysunkach i rozmowach. Inaczej niż pecety czytniki e-książek pozwalają dzieciom swobodnie poruszać się po klasie, są też proste w obsłudze, a dzięki odpowiedniemu przygotowaniu młodocianych użytkowników do tej pory ani jedno urządzenie nie zostało uszkodzone.
Pierrette Devers, chicagowska nauczycielka uczestnicząca w projekcie, uważa, że dzięki e-książkom dzieci bardziej zainteresowały się czytaniem, klasa wspólnie wyjaśnia niezrozumiałe terminy przy pomocy zainstalowanego w czytnikach słownika i analizuje omawiane teksty. Dodatkowo uczniowie codziennie mają kwadrans, który mogą przeznaczyć wyłącznie na lekturę odpowiednich dla swojego wieku tytułów w postaci elektronicznej, i, co najważniejsze, z zapałem go wykorzystują.
Kiedy czwartoklasistów zapytano, co najbardziej podoba im się w e-książkach, odpowiedzi dotyczyły najczęściej możliwości korzystania ze słownika i swobodnego dostosowywania zarówno wyglądu, jak i treści tekstów. Ważne były też dostępne tytuły. Nauczyciele podkreślają, że dzięki nowemu medium można dobierać książki do zainteresowań uczniów. Ponieważ w zaangażowanej w eksperyment szkole większość dzieci jest Afroamerykanami, czytają wiele tekstów o Afryce, ale też bajki i historyjki dla dzieci.
Wymiar edukacyjny jest dla szkół oczywiście najważniejszy, ale nie bez znaczenia są też kwestie ekonomiczne. Czytniki e-książek są o wiele tańsze i o wiele efektywniejsze niż komputery. Amerykańskie szkoły publiczne muszą się kierować wytycznymi, które właściwie zakazują wykorzystywania urządzeń o mocy obliczeniowej słabszej niż pecet. Przykładowym efektem takiej polityki nawet w hojnie finansowanych szkołach jest porzucanie w Nowym Jorku przez uczniów otrzymanych laptopów na korytarzu - dzieci nie radziły sobie z ich obsługą, nauczyciele nie potrafili ich też zainteresować i odpowiednio zmotywować do używania komputera ani efektywnie włączyć go do programu nauczania. E-książki natomiast budzą w uczniach najprawdziwszy entuzjazm.
E-książki mają wiele zalet dla zastosowań w edukacji - łatwo dobierać i dostosowywać teksty dla poszczególnych klas i indywidualnych uczniów, o wiele prostsza i tańsza jest aktualizacja treści (nie do przecenienia zwłaszcza w starszych klasach i dla studentów), wreszcie - co w tej chwili dla Amerykanów jest bardzo istotną kwestią - trudno za ich pomocą rozprowadzać np. wąglika.
Nadal jednak wiele problemów pozostaje nie rozwiązanych: najważniejszym chyba jest zagadnienie praw do cyfrowych treści. Nawet tytuły, dla których prawa te już wygasły, wymagają często wiele pracy - skanowania, OCR, sprawdzania itp., zanim można je załadować do pamięci urządzenia. Nie bez znaczenia jest też wielość formatów, w jakich dostępne są e-książki, i koszt samych urządzeń.